Od czasu do czasu z nudów zdarza mi się przeczytać teksty dotyczące ruchu nacjonalistycznego na lewackich lub mainstreamowych portalach, blogach, niszowych sajcikach. Zwykle chodzi mi wyłącznie o fotografie z nacjonalistycznych manifestacji, czasami również czytam i analizuję owe teksty przez pryzmat swojego hobby i wykształcenia. Nigdy dlatego, aby znaleźć jakieś rzetelne informacje, bo oczywistym jest, że kłamstwa nie są niczym dziwnym ani w mediach związanych bezpośrednio z demoliberalnym Systemem, ani w lewicujących/lewakujących* niszowych środkach przekazu – siłą rzeczy i z ich fundamentalnej definicji. Liczy się tam efekt i wydźwięk propagandowy, możliwie kompletne oczernienie przeciwnika politycznego bądź ideowego. Od czasów głębokiej, czerwonej, stalinowskiej komuny właściwie nic się nie zmieniło. Z przeciwnikiem działającym pod banderami Boga, Honoru, Ojczyzny i Narodu walczy się w dokładnie ten sam sposób i tylko technologia poszła do przodu, ale kaliber łgarstw i przeinaczeń w dalszym ciągu pozostaje taki sam.

I chociaż stopień zobojętnienia na kłamstwa sługusów Systemu i lewackiej młodzieży jest u mnie i mi podobnych już dość wysoki, kilka publikacji z okazji toruńskiego Marszu Pamięci skłoniło mnie jednak do napisania tych słów. Być może uda się przybliżyć chociaż kilku osobom mechanizmy, z jakich korzystają zajadli przeciwnicy nacjonalizmu, aby w sposób odarty z resztek honoru i prawdomówności dopiec młodym patriotom i nacjonalistom.

Aby sztucznie nie przedłużać tekstu o fakty doskonale zarysowane w innych miejscach i na innych portalach, przejdźmy od razu do pierwszej techniki przeinaczenia faktów, zastosowanej wobec toruńskiego marszu. Jest to doskonale znana z publikacji Gazety Wyborczej technika „na oburzonego czytelnika”. Ogólnie rzecz ujmując, w tej czy innej publikacji związanej z nacjonalistycznym wydarzeniem pojawia się sugestia, jakoby do danej redakcji napisał bądź zadzwonił czytelnik oburzony/zaniepokojony/zniesmaczony/itd. danym marszem bądź inną formą działalności nacjonalistów. W 99% przypadków jest to albo osoba nie nazwana w żaden sposób z imienia ani nazwiska, albo jedynie z imienia. W przypadku toruńskiego marszu mamy przestraszonego pana Józefa (http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120225/TORUN01/570487004), który obawia się nacjonalistów na swojej ulicy, oraz anonimową czytelniczkę oburzoną, że „w jej mieście COŚ TAKIEGO będzie miało miejsce”.

Osoba taka, na tak zwany „chłopski rozum” nie ma żadnego prawa bytu. Nie tylko dlatego, że czytelnicy i obywatele zwykle nie kontaktują się w ten sposób z lokalnymi mediami, ale dlatego, że opinie wyrażone przez „Pomorską” za pomocą najprawdopodobniej zmyślonych osób są wręcz tak sztampowe i dokładnie takie, jakich przeciwnik ideowy nacjonalistów by oczekiwał. I nagle dwie takie osoby – jedna oburzona, a druga przestraszona, kontaktują się z niszową przecież redakcją i wylewają swoje żale na 200-osobowy marsz nacjonalistów? Brzydko ujmując, to się kupy nie trzyma i przypomina trochę wypociny z Gazety Wyborczej związane z którymś większym „eventem” ONRowskim, kiedy to Gazeta „dotarła” do „byłego członka ONR, pracownika budowlanego” i rzekomo wypowiedziane przez niego bzdury opublikowała w jednym z paszkwili. Nie trzeba chyba wspominać, że ONR jest od ładnych kilku lat organizacją o profilu zdecydowanie studenckim, inteligenckim itd., jedynie oficjalnym radykalizmem różniącą się od Młodzieży Wszechpolskiej. A tu nagle Gazeta trafia na „byłego członka, pracownika budowlanego”. Pasuje idealnie do uparcie forsowanych stereotypów, nieprawdaż? Podobnie z rewelacjami Pomorskiej – anonimowa czytelniczka i pan Józef idealnie pasują do „obaw społeczeństwa przed nacjonalizmem”, które… nie istnieją. To jedynie „wishful thinking”, projekcje i wirtualne kreacje autorstwa tych, którzy usiłują dla własnych celów zaszczepić w społeczeństwie niechęć do nacjonalizmu.

Powyżej opisana technika to chyba najbardziej zwracający uwagę i najbardziej oburzający przykład zakłamywania rzeczywistości przez media i massmedia, jednak można w kontekście toruńskiego marszu znaleźć i inne. Dla przykładu presupozycje – z pozoru ani kłamliwe, ani kłujące w oczy, jednak kiedy przyjrzeć się dokładniej, obecne w niemal każdej nieprzychylnej relacji z nacjonalistycznych manifestacji. Mowa o stwierdzeniach typu „Do konfrontacji jednak nie doszło” (http://torun.gra.fm/informacje/22481/wiec-narodowcow-w-toruniu-bylo-spokojnie). Ile to razy w re(we)lacjach reżimowych mediów, pisanych niemal patykiem na wodzie, my, naoczni uczestnicy pokojowych wydarzeń dowiadywaliśmy się, że „policja nie musiała interweniować”, lub, że „do starć nie doszło”? Nie chodzi tu wszak o poinformowanie, że manifestacja miała charakter pokojowy, gdyż wynika to z definicji. Chodzi o zaznaczenie, że, mocno, acz adekwatnie przerysowując schemat, „ci brutalni nacjonaliści i kibole jakimś cudem nie wywołali zamieszek i nie zdemolowali starówki” i tak dalej… Tego typu stwierdzenia są na porządku dziennym w relacjach w mediach z rodziny TVN, w Gazecie Wyborczej i jej lokalnych przybudówkach, a od pewnego czasu nawet w niegdyś obiektywnych mediach państwowych.

Ostatnie dwie techniki oczerniania środowiska nacjonalistycznego, o których mam zamiar nakreślić kilka zdań, to skrajne nadużycia skojarzeń, mające znamiona typowego kłamstwa; a także dyskursywna strategia na „odkrywanie zakamuflowanego antysemity/homofoba”.

Kiedy mowa o pierwszej z tych strategii ubierania kłamstwa w grzeczne i medialne słowa, niech za przykład posłużą słowa niejakiej Waloch Natalii (http://torun.gazeta.pl/torun/1,48723,11225792,Waloch__Aniol_nienawisci_w_herbie_Torunia.html): „Nacjonalistyczna organizacja, odwołująca się do „Mein Kampf”, piętnująca homoseksualistów, muzułmanów oraz czarnoskórych, umieszcza na swoich transparentach herb Torunia. Magistrat powinien szybko rozprawić się z grupą, która obwozi symbol miasta po zadymach w całym kraju”. Słowa te traktują oczywiście o toruńskiej Inicjatywie „14”, a owo „14”, czyli swojskie i wbrew pozorom niewinne „czternaście słów” ma być według nie do końca zorientowanej autorki odwołaniem do zawsze niezawodnego, kiedy trzeba opluć nacjonalistów, Mein Kampf autorstwa niewysokiego Austriaka: „Slogan spopularyzował członek amerykańskiej organizacji neonazistowskiej, nawiązując do fragmentu „Mein Kampf” Adolfa Hitlera”. Tak więc znienacka lokalna organizacja patriotyczna, która (co w mig można wywnioskować z jej strony internetowej) skupia się na promocji haseł wolnościowych, zdrowego trybu życia, jak najbardziej pozytywnie pojętego patriotyzmu i nacjonalizmu, staje się bandą zakamuflowanych nazistów – na zasadzie „są nacjonalistami, ja wiem, że pewien nacjonalista był tez nazistą, więc oni też muszą być nazistami”. Logika nie do końca godna ani dziennikarza, ani elity społeczeństwa, ani też „młodych, wykształconych z wielkich miast”.

Druga z kolei technika oczerniania nie zasługuje nawet na analizę. Oto za każdym razem, kiedy określone środowiska organizują swój „event”, do głosu dochodzą specjalnie przeszkoleni medialni „śledczy” lub po prostu młoda komunizująca lewica. Pośród oskarżeń o „faszyzowanie” usiłują oni uświadomić społeczeństwo, że organizatorzy tego czy innego marszu wykorzystają swą akcję do „promowania haseł homofobicznych/antysemickich/ksenofobicznych”, choćby miał on charakter typowo wspominkowy i historyczny, czy wręcz ograniczał się do złożenia kwiatów pod pomnikiem bohaterów. Technika ta działa na zasadzie wiadra pomyj – choćby nawet oblany nimi usiłował sie tłumaczyć, będzie już i tak brudny od stóp do głów, a co za tym idzie – mało wiarygodny.

Toruński marsz przeszedł. Pomimo nagonki mediów, kłamstw czerwonej młodzieży i nieudolnie zawieszonych przez nią transparencików na łańcuchach. Szkoda tylko, że nikt nie piętnuje tego nawału kłamstw, które zostały wypowiedziane i napisane przy okazji…

* pocieszny, acz adekwatny neologizm zrodzony na potrzeby niniejszego tekstu

SC

 

I chociaż stopień zobojętnienia na kłamstwa sługusów Systemu i lewackiej młodzieży jest u mnie i mnie podobnych już dość wysoki, kilka publikacji z okazji toruńskiego Marszu Pamięci skłoniło mnie jednak do napisania tych słów. Być może uda się przybliżyć chociaż kilku osobom mechanizmy, z jakich korzystają zajadli przeciwnicy nacjonalizmu, aby w sposób odarty z resztek honoru i prawdomówności dopiec młodym patriotom i nacjonalistom.

Aby sztucznie nie przedłużać tekstu o fakty doskonale zarysowane w innych miejscach i na innych portalach, przejdźmy od razu do pierwszej techniki przeinaczenia faktów, zastosowanej wobec toruńskiego marszu. Jest to doskonale znana z publikacji Gazety Wyborczej technika „na oburzonego czytelnika”. Ogólnie rzecz ujmując, w tej czy innej publikacji związanej z nacjonalistycznym wydarzeniem pojawia się sugestia, jakoby do danej redakcji napisał bądź zadzwonił czytelnik oburzony/zaniepokojony/zniesmaczony/itd. danym marszem bądź inną formą działalności nacjonalistów. W 99% przypadków jest to albo osoba nie nazwana w żaden sposób z imienia ani nazwiska, albo jedynie z imienia. W przypadku toruńskiego marszu mamy przestraszonego pana Józefa (http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120225/TORUN01/570487004), który obawia się nacjonalistów na swojej ulicy, oraz anonimową czytelniczkę oburzoną, że „w jej mieście COŚ TAKIEGO będzie miało miejsce”.