Były minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w swojej miłości do Stanów Zjednoczonych zapędził się tak daleko, iż stara się bagatelizować sprawę żydowskich roszczeń majątkowych wobec naszego kraju, które są teraz wysuwane za sprawą ustawy przyjętej w ubiegłym miesiącu przez amerykański Senat. Jednocześnie polityk Prawa i Sprawiedliwości twierdzi, że w pogorszeniu się relacji polsko-izraelskich udział ma Rosja, zaś Izrael ma obecnie w swoim sąsiedztwie zagrożenie w postaci rosyjskiej armii, przy czym były szef MON nie zauważył ostatniej wizyty izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu w Moskwie.

Macierewicz był wczoraj wieczorem gościem Telewizji Republika, gdzie odpowiadał głównie na pytania zadawane przez internautów, zaś jedno z nich dotyczyło przyjętej w grudniu przez amerykański Senat ustawy upoważniającej władze USA do prób odzyskania majątku żydowskiego pozostawionego w wyniku II wojny światowej w naszym kraju. W trakcie programu były już szef resortu obrony narodowej stwierdził, że „nie jest ona bezpośrednim zagrożeniem dla Polski”, a przede wszystkim przestrzegł przed wiązaniem jej z izraelskim państwem i uspokajał, iż Amerykanie mają jedynie monitorować proces reprywatyzacji w naszym kraju.

Odnosząc się do skandalu dotyczącego izraelskiej ingerencji w prawo stanowione przez polski parlament, Macierewicz stwierdził, że przyjął sprawę „z olbrzymim zdziwieniem”, zwłaszcza w kontekście zaangażowania władz państwa syjonistycznego. Jednocześnie wiceprezes PiS starał się tłumaczyć izraelskie władze, które jego zdaniem „kilkanaście kilometrów od Jerozolimy” mają obecnie rosyjskie wojsko i to właśnie Rosja może mieć wpływ na pogorszenie się polsko-izraelskich stosunków.

Widać wyraźnie, że były szef MON ma niewielkie pojęcie na temat bieżącej sytuacji na Bliskim Wschodzie, nie mówiąc już o stosunkach izraelsko-rosyjskich. Po pierwsze więc, rosyjskie wojsko jest zaangażowane w walki w północnej części Syrii, tak więc nie znajduje się „kilkanaście kilometrów” od Izraela, a po drugie rosyjska baza marynarski wojskowej w syryjskim mieście Tartus została zbudowana już w 1971 roku i od tego czasu stacjonują w niej żołnierze wpierw radzieccy, zaś następnie rosyjscy. Po trzecie wreszcie, to izraelski premier Benjamin Netanjahu dwa dni odwiedził Moskwę, gdzie m.in. zachwalał udział Armii Czerwonej w „wyzwoleniu” Europy spod niemieckiej okupacji.

Na podstawie: wpolityce.pl.