Deklaratywny kult ciężkiej pracy,  tak rozpropagowany przez polskie „elity” i środowiska liberalne, nie przekłada się w żaden sposób na jej docenienie. Przeciętny polski pracownik w zamian za harówkę ponad siły nie może bowiem ani liczyć na dobre traktowanie, ani tym bardziej na pensje adekwatne do włożonego wysiłku. Książka Marka Szymaniaka „Urobieni. Reportaże o pracy” przedstawia więc ponury obraz rzeczywistości polskiego rynku pracy.

Prawicowi i lewicowi liberałowie nie przejmują się nigdy żadnymi statystykami. Nie liczą się więc dla nich żadne rankingi, według których jesteśmy drugą najbardziej zapracowaną nacją w Unii Europejskiej i szóstą wśród państw OECD. Ciągle można usłyszeć, że Polacy „się rozleniwią”, dlatego nie można im w żaden sposób poprawiać warunków pracowniczych i socjalnych, bo „w ten sposób spadnie wzrost PKB”.

Tym samym przeciętny polski pracownik jest tylko trybikiem w maszynie, na którą na dodatek nie ma żadnego wpływu. Założenie związku zawodowego w prywatnym przedsiębiorstwie jest bowiem uznawane za niesamowitą zbrodnię, a ten sposób myślenia przeniknął nawet do świadomości samych pracowników. W ten sposób Polacy nie mają żadnej pozycji przetargowej wobec biznesu i zapewne pod tym względem nie będzie żadnej poprawy, bo jak wskazują niektórzy rozmówcy Szymaniaka, atomizacja polskiego społeczeństwa postępuje.

Wentylem bezpieczeństwa dla polskiego systemu ekonomicznego stała się zresztą emigracja. Do dzisiaj, mimo rzekomego „rynku pracownika”, Polacy masowo wyjeżdżają do państw Europy Zachodniej. W ich miejsce przyjeżdżają Ukraińcy i imigranci z coraz odleglejszych zakątków świata, którzy godzą się na XIX-wieczne standardy pracy. I w ten sposób koło się zamyka, a nasza gospodarka dalej opiera się na śmieciowym zatrudnieniu i przede wszystkim na niskich wynagrodzeniach.

Co prawda od premiery „Urobionych” minęły trzy lata, ale publikacja w żaden sposób się nie zdezawuowała. Zresztą już w chwili jej wydania niektóre historie nie były do końca aktualne, ponieważ dotyczyły chociażby realiów rynku pracy z przełomu wieków. Z drugiej strony, czy zarobki w postaci 1400 złotych na rękę można nazwać skokiem jakościowym w porównaniu do wcześniejszych 800 złotych?

M.