„Wyzwoleni Libijczycy”, których w walce z rządem zabitego Muammara Kaddafiego wspierały m.in. siły amerykańskie, w specyficzny dla siebie sposób zaczynają okazywać wdzięczność swoim sojusznikom. Jak informuje agencja AFP, ambasador USA w Libii oraz trzech innych pracowników amerykańskiej placówki dyplomatycznej zginęło w ataku rakietowym w Bengazi.

Atak w Bengazi inspirowany był zajściami w stolicy Egiptu, Kairze, gdzie tłum ok. 2 tys. Egipcjan protestował przed ambasadą USA, gdy egipskie media poinformowały o nakręconym w Stanach Zjednoczonych filmie, obrażającym muzułmańskiego proroka Mahometa. Tłumy oburzonych muzułmanów wyszły na ulice również w Libii, żywiołowo demonstrując pod ambasadą Stanów Zjednoczonych w Bengazi.

Źródło w ambasadzie USA w Trypolisie, cytowane m.in. przez francuską agencję AFP, potwierdziło atak, nie podając jednak więcej szczegółów. Jeden ze świadków zdarzenia poinformował, że kilkudziesięciu demonstrantów zaatakowało konsulat, po czym go podpaliło. Świadkowie twierdzą również, że wśród napastników znaczną część stanowili salafici, wyznawcy polityczno-religijnego ruchu postulującego powrót do korzeni islamu. Ci sami, którzy wraz z organizacją Al-Kaida Islamskiego Maghrebu czynnie wspierali siły opozycyjne w walce z rządem Muammara Kaddafiego.