Wydane po polsku w 2015 roku „Duchy” to seria wybranych korespondencji prasowych i artykułów pióra włoskiego lewicowego dziennikarza Tiziano Terzaniego, który śledził przemiany w Kambodży – wojnę domową, upadek proamerykańskiego reżimu i objęcie władzy przez Pol Pota, wreszcie wietnamskie „wyzwolenie”, dalsze lata wojny, aż do „demokratycznych” przemian pod okiem organizacji międzynarodowych.

Kambodża Czerwonych Khmerów, casus zwany bardzo często „eksperymentem”, bo innych słów użyć niepodobna, była agrarnym ludobójczym reżimem pod władzą wąskiej kliki komunistów wykształconych przez Zachód, a użytych jako marionetki przez Chiny, USA i pośrednio inne mniejsze mocarstwa. Po obaleniu w 1975 roku prawicowego i proamerykańskiego rządu generała Lon Nola (który sam kilka lat wcześniej z pomocą CIA obalił prawowite rządy „króla-boga-ojca”, księcia Sihanouka) Czerwoni Khmerzy całkowicie odizolowali Kambodżę od świata, wyludnili miasta i wyeliminowali fizycznie niemal każdego, kto nie przystawał do ich chłopsko-proletariackiej wizji nowego państwa, mającego swą potęgę czerpać z pól ryżowych. Zlikwidowano również wszelkie przejawy technologii, czy medycyny, jako „skażone zachodem”, a praca ludności przemieszczanej chaotycznie po terenie państwa, aby unicestwić wszystkie „stare” więzy rodzinne i społeczne, opierała się wyłącznie na prymitywnych narzędziach i pracy rąk.

Do zaminowanej, odizolowanej od świata Demokratycznej Kampuczy, bo tak nazywał się reżim komunistów Pol Pota, nie wpuszczano nikogo, więc Terzani, tak jak i grupka innych zachodnich dziennikarzy, obserwował upadek Phnom Penh i późniejsze wypadki z małego miasteczka na granicy Tajlandii i Kambodży – Aranyaprathet. Część listów do redakcji europejskich dzienników (Terzani był korespondentem Der Spiegel, Il Giorno i innych) była również adresowana z Bangkoku.

Do kraju, w którym władzę objęła bliżej nieokreślona „Organizacja”, w którym skolektywizowano środki transportu i zlikwidowano pieniądz, dziennikarzy nie wpuszczano przez obawy o szpiegostwo na rzecz zachodu – a po tych, którym udało się wjechać, ślad ginął; po latach odnajdywano ich szczątki w polach ryżowych. Dość powiedzieć, że aż do czasu przypadkowego incydentu na granicy, Terzani nigdy na oczy nie widział Czerwonego Khmera z krwi i kości, podobnie jak żaden z jego kolegów. Aura tajemniczości, niemożności pełnego poznania i zrozumienia nowego porządku zaprowadzonego w Kambodży towarzyszyła korespondencjom Terzaniego z pierwszych lat po obaleniu Lon Nola.

Dopiero wietnamski najazd na przełomie 1978/79, odsunięcie Czerwonych Khmerów od władzy przez wojsko wietnamskie i ustalenie w Phnom Penh prowietnamskiego rządu pozwoliło na względną transparentność i szersze spojrzenie na rezultaty „eksperymentu”. A były one straszliwe i dopiero zetknięcie się twarzą w twarz z ogromem zbrodni bandy Pol Pota uświadomiło Terzaniemu, jak wielka przepaść dzieli wyobcowane, górnolotne ideały europejskiej czerwonej inteligencji i młodzieży, z bezpiecznej odległości zachwycającej się komunizmem, z realnym wdrożeniem tego systemu w życie w państwach Azji. W jednym z listów Terzani smutno zauważył zresztą, że znajomi, pozostający w Europie, całkowicie przemilczeli jego świadectwa czerwonego ludobójstwa, pozostając w wygodnych klapkach na oczach, bądź nawet odwracając się od niego. Wymordowanie przez czerwonych idoli od jednej czwartej do nawet jednej trzeciej (zależnie od źródła szacunków) populacji własnego narodu zostało przez większość europejskich środowisk, nie tylko lewicowych, zamiecione pod dywan.

Najbardziej sugestywne świadectwa ludobójstwa to owoc zetknięcia się Terzaniego z prostymi Khmerami zniszczonymi przez lata wojny i działania obcych ideologii: ukrywającymi się w dżungli, posilającymi się korzonkami, korą, jaszczurkami, dogorywającymi w głodzie i chorobach w obozach przy granicy z Tajlandią, snującymi się bez nadziei po miastach i wioskach w poszukiwaniu bliskich, którzy prawdopodobnie leżą w masowych grobach, zatłuczeni kijami, gdyż Czerwonym Khmerom szkoda było naboi na „wrogów rewolucji”.

„Jej głowa kołysze się nad moimi plecami jak puste naczynie. Jej ręka obsypana ropnymi krostami odbija się o moją pierś jak złamana gałąź, ale kobieta żyje, bo na szyi nadal czuję słaby oddech. Nie wiem, kim jest; to tylko przerażająca kupka kości podniesiona przeze mnie w lesie, który przemienił się w cmentarz” (…) Chuda jak szkielet kobieta umarła dwie godziny później. Jakby była rzeczą, położyłem ją na stercie trupów, piętrzącej się coraz wyżej w zaimprowizowanym przydrożnym szpitalu. W plątaninie nóg i rąk nie dało się już zliczyć umarłych”.

Prosty, miłujący pokój i króla naród Kambodży, po długich latach wojennej zawieruchy wyzbyty całkowicie człowieczeństwa – to właśnie tytułowe „Duchy” – ludzie zniszczeni przez głód, choroby, rozłąkę z bliskimi, torturowani, rzucani na oślep przez Organizację od prowincji do prowincji do nieludzkiej pracy przy utopijnym projekcie irygacyjnym; ludzie nie mogący zapomnieć o przeszłości i nie mający przyszłości.

„Duchy” to przetykana okrutnymi obrazkami i żalem związanym z upadkiem kambodżańskiego „starego świata” historia rozwoju fascynacji utopią komunizmu. W kolejnych listach zaobserwować można jak ewoluował pogląd lewicowca z Europy w zderzeniu z azjatyckimi realiami: od początkowego entuzjazmu i ciekawości, poprzez niewiarę w ogłaszane zewsząd zbrodnie Pol Pota (Terzani przez pewien czas wierzył, że to propaganda służb USA), aż po akceptację stanu rzeczy, próby wytłumaczenia sobie tego co zaszło i wreszcie odwrotu w stronę całkowicie niezwiązanej z polityką strony Kambodży – mistycznego kompleksu pośród dżungli, Angkoru.

SC