kosowodlaopornychCzęsto spotykamy się w naszym środowisku (jak zresztą w każdym innym) z utartymi sloganami, które rzucone przez kilka osób zyskują popularność i następnie są powtarzane, częstokroć bezrefleksyjnie. Jednym z popularniejszych haseł w ostatnich latach, zarówno w środowiskach stricte nacjonalistycznych, jak i wśród patriotycznie i narodowo nastawionych kibiców piłkarskich*, stało się „Kosowo jest serbskie” („Kosovo je srpsko”). Skąd jednak wzięło się takie przekonanie, dlaczego tak szanujemy Serbów, a także gdzie właściwie jest to Kosowo?

Początki serbskiej państwowości wiążą się nierozerwalnie z osobą Stefana Nemanji i założoną przez niego dynastią Nemanjiciów. To właśnie na południowych terenach Serbii, zwanych dzisiaj Kosowem i Metochią, powstały podwaliny imperium serbskiego, do którego czasów świetności Serbowie chętnie odwoływali się przez cały czas istnienia (a także nieistnienia pod niewolą turecką) swojego państwa. Historia historią i nie ma sensu wgłębiać się w losy serbskie w zamierzchłych wiekach, warto jednak zwrócić uwagę na jeden istotny aspekt.

W porównaniu do naszych, polskich mitów narodowych i odwołań do historii, ten średniowieczny mit jest o wiele częściej i chętniej przywoływany, a realizuje się między innymi w powstałej w pierwszej połowie a odrodzonej pod koniec (w latach 90-tych) ubiegłego wieku, ortodoksyjno-nacjonalistycznej koncepcji zwanej świętosawie. W telegraficznym skrócie: jest to symbioza etnicznego serbskiego nacjonalizmu i prawosławia, w dużej mierze rozwijana i pielęgnowana przez dostojników serbskiej cerkwi, przy czym należy również zwrócić uwagę na to, w jakim stopniu w porównaniu do innych, uduchowiony i religijny jest serbski nacjonalizm.

Dlaczego zaś my, Polacy, powinniśmy popierać ideę serbskości Kosowa? Obszar ten został wskutek wieloletnich starań Zachodu oderwany od państwa względnie suwerennego i będącego solą w oku międzynarodowych żandarmów (USA, NATO, UE a w szczególności Niemcy). Powstałe niedawno nielegalne państewko „Kosowo” jest de facto przestępczą enklawą, węzłem w nielegalnym obrocie bronią, narkotykami, żywym towarem, czy wręcz organami. Większość tamtejszych cerkwi i innych zabytków wagi takiej, jak dla Polaka choćby Wawel, wiekiem sięgających czasów dynastii Nemanjiciów, została w prostacki i brutalny sposób zdewastowana, a wręcz zrównana z ziemią.

W internecie można znaleźć zdjęcia albańskich bandytów, oddających mocz na tlące się szczątki prawosławnych cerkwi. Zniszczenie w latach 1998-1999 i 2004 dziesiątek, jeśli nie setek pomników kultury serbskiej niejednokrotnie przy milczącym przyzwoleniu „sił porządku” (takich jak KFOR) było jednym z elementów fizycznego oraz symbolicznego usunięcia serbskości z Kosowa. Kolebka narodu serbskiego, który nigdy nie wstydził się swej tożsamości została w planowy sposób unicestwiona i niemal zrównana z ziemią, co otworzyło drogę do przejęcia obszaru w bardziej pokojowy sposób (po prostu poprzez zaludnienie) przez Albańczyków.

Każdy Polak, miłujący wolność i tradycję powinien w polskiej historii odnaleźć okresy, w których w podobny sposób nasza tożsamość była planowo unicestwiana – z tą jedną różnicą, iż miała ona okazję do odbudowy, gdyż np. ani niegdyś zaborcy, ani 70 lat temu hitlerowcy nie wprowadzali tylnymi drzwiami innego etnicznie żywiołu na nasze ziemie. Jako jeden z niewielu europejskich narodów do tego stopnia prześladowanych przez imperia w przeszłości możemy zrozumieć, co czuli i dalej czują Serbowie widząc jak bomby NATO padają na szkoły i szpitale w Nowym Sadzie, Belgradzie, głodując i nie mając czystej wody pitnej wskutek embarg i zniszczenia mostów, trakcji kolejowych, dróg krajowych. Szczególnie my możemy utożsamić się z cierpieniem narodu, który od wieków na przekór wszystkim silniejszym podążał swoją własną drogą, w zgodzie z własnym duchem.

Niestety, obecnie serbskość Kosowa to raczej melodia przeszłości, głównie z powodu składu etnicznego tej prowincji. W większości okręgów przeważa tam żywioł albański, Serbów zaś niestety z roku na rok ubywa (mowa zarówno o odsetku, jak i o ilości etnicznie serbskich obywateli). Albańska szalejąca dzietność, dominująca religia jaką jest islam, fizyczne i urzędowe prześladowania Serbów przy cichym zezwoleniu „społeczności międzynarodowej” oraz Belgradu (!), wszystko to wpływa na pogłębiający się eksodus żywiołu serbskiego z kolebki jego państwowości. Pewne zmiany na Bałkanach z pewnością są nieodwracalne, ale jeśli przestaniemy popierać dążenia tego tak serdecznego i przyjaznego nam narodu**, to odejdą one w niepamięć i nadzieja na odwrócenie sytuacji zniknie. Są jednak także rejony na północy Kosowa, oddzielone naturalnymi granicami w postaci rzek Ibar i Sitnica, których „serbskość” nigdy nie była zagrożona. Niemal 100% ludności stanowią tam etniczni Serbowie, którzy zdecydowanie przeciwni są oddzieleniu od macierzy. Na granicy tych rejonów z Serbią tzw. siły pokojowe organizują blokady, aby uniemożliwić swobodne poruszanie się mieszkańców po ich własnym kraju. To m.in o ich wolność od albańsko-międzynarodowej opresji będziemy się upominać na manifestacji i dlatego też spotykamy się w Warszawie, aby sprzeciwić się rabunkowej polityce sił międzynarodowych oraz dać świadectwo poparcia dla niezłomności i odwagi narodu serbskiego, symbolicznie krzycząc „Kosowo jest serbskie!”.

 

SC

* te dwa środowiska silnie się przenikają, ale w tym przypadku wypada jednak zarysować różnicę pomiędzy nimi

** potwierdzi to chyba każdy, kto miał okazję być w Serbii i skorzystać z tamtejszej uprzejmości oraz gościnności