Do redakcji portalu Autonom.pl dotarł kolejny tekst opisujący wydarzenia, które miały miejsce przed kilkoma miesiącami we Wrocławiu i okolicach. Po tekście Prześladowani narodowcy służącym do ogólnego zapoznania się z tymi wydarzeniami, osoby będące zarówno naocznymi świadkami zdarzeń (a więc ofiarami), jak i ludzie z ich najbliższego otoczenia postanowili w sposób bardziej szczegółowy opisać całą sprawę, w tym przebieg zatrzymań (na dodatek bardzo brutalnych, o czym można przeczytać w tekście), przesłuchań oraz różnorakich prób złamania psychiki aresztowanych nacjonalistów. Zapraszamy do zapoznania się z tym tekstem. Powielanie i rozpowszechnianie – wskazane.


Prześladowania polskich patriotów

Dnia 2009.07.07 o godzinie 6 rano w 13 miejscach na Dolnym Śląsku do domów i miejsc pracy miały miejsce wtargnięcia agentów ABW i uzbrojonych antyterrorystów. Celem ataku tych służb byli patrioci z Wrocławia i okolic. Służby te działały na zlecenie wrocławskiej prokuratury i miały znaleźć dowody na działalność przestępczą zorganizowanej grupy, która podobno w dniach od 18 stycznia do 11 maja 2009 roku dopuściła się poważnych przestępstw przeciwko porządkowi publicznemu poprzez propagowanie totalitarnego ustroju państwa i nawoływanie do nienawiści dla tle różnic narodowościowych, rasowych i wyznaniowych. Poważnie brzmi, ale czy tak naprawdę ta groźna banda „nazistów” była aż tak niebezpieczna, aby angażować w to tak wielkie siły w postaci uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy ABW i kompanii antyterrorystycznej? Na to pytanie odpowiedź znajdziecie w dalszej części tekstu, a w tym momencie chcemy przedstawić sam proces i sposób zatrzymania, przesłuchania i aresztowania podejrzanych w tej sprawie.

Wszyscy ci, którzy tego poranka na własnej skórze odczuli troskliwą rękę demokratycznej sprawiedliwości byli zwykłymi robotnikami fizycznymi o bardzo dobrej opinii w miejscach swojego zatrudnienia, a jednak zostali potraktowani jak groźni przestępcy. Popisowy atak ten miał na celu zastraszenie i napiętnowanie tych ludzi w miejscach swojego zamieszkania jak i pracy. Tak też się stało i spektakl ten w postaci spektakularnego zatrzymania bandytów-patriotów był miejscem gdzie tłum gapiów oglądał z otwartymi ustami jak to ich sąsiedzi okazują się groźnymi nazistami organizującymi tajny przewrót i próbę obalenia demokratycznego ładu w naszym kraju.

Do całego szumu dołączyły oczywiście media w postaci telewizji i prasy, które w ciągu paru dni od tej daty nachalnie katowały społeczeństwo informacjami o zatrzymaniu i rozbiciu PIERWSZEGO TAKIEGO GANGU W POLSCE. Media od niepamiętnych czasów były przychylne polskiej racji stanu, więc nie dziwiły tego typu tytuły prasowe, a przodownikiem w tej akcji była „rzetelna i obiektywna” Gazeta Wyborcza. Do ataku ruszyły też gończe psy antyfaszystowskiego gestapo w postaci zidiociałego Nigdy Więcej.

Z tego co się dowiedzieliśmy, jednym z zatrzymanych a później aresztowanych był członek wrocławskiej grupy muzycznej White Devils. Trzeba zrozumieć przewrotność i manipulację, której dopuścili się agenci ABW i prokuratury zarzucając tym ludziom propagowanie hitleryzmu i nazizmu, czytając jeden z tekstów w/w zespołu p.t. „Bohaterom oddać hołd”, którego nie omieszkamy zamieścić:

„Tą opowieść krwią napiszę
Krwią żołnierzy z tamtych lat
W naszych sercach ciągle żyją
Chociaż twarze zatarł czas
Szli z miłości do tej ziemi
W bój prowadził orła znak
Pamięć o nich w nas wciąż żyje
Choć zapomniał o nich świat.
Polska wspomni wierne hufce te
Wśród historii krwawych kart
Wiem, ich serca ciągle biją
Hymn im niesie nocą wiatr
Niosą sztandar Wielkiej Polski
Tej o której ciągle śnią
Gdy zawołasz znów przybędą
By przed wrogiem bronić ją.
Spod Kircholma i Racławic,
Westerplatte słychać śpiew
To obrońcy naszych granic
Na swój apel wiodą Cię…”

Grupa W.D. w swoim dorobku muzycznym ma wiele kawałków manifestujących swój patriotyzm (patrz „Narodowe Siły Zbrojne”) i co w tym przypadku będzie chyba najdziwniejsze – antyhitleryzm! Trudno uwierzyć, że prokuratura zarzuca im propagowanie nazizmu. Niestety, takie są fakty.

Mamy również informacje na temat sposobów przesłuchiwania i wyciągania informacji od zatrzymanych. Jeden z „nazi gangsterów” na „dzień dobry” został dotkliwie pobity przez zamaskowanych antyterrorystów, chociaż nie stawiał żadnego oporu przy wtargnięciu do jego domu. Następna osoba, po rozbiciu drzwi wejściowych zobaczyła lufy karabinów przystawionych do głowy jego matki i żony! W trakcie przesłuchań zatrzymani nie otrzymywali racji żywnościowych ani picia (trzeba zaznaczyć, że był to upalny okres) nawet przez 4 dni! Jeden z „gangsterów” był osadzony przez całą dobę w ciemnej norze o wymiarach 2x2m gdzie do kostek sięgała mu śmierdząca maź przypominająca ścieki. Nie było tam również okna i WC… Takie metody stosowały tylko specsłużby komunistyczne. Niestety po ’89 roku nic w tej kwestii się nie zmieniło.

Wszystkie te „zabiegi” miały jeden cel – zmiękczyć aresztowanych aby przyznali się do zarzucanych im czynów. Ludzie ci w trakcie przesłuchań doznali wiele upokorzeń, byli obiektem drwin, szykanowania i szantażu. Pod wpływem gróźb byli namawiani do składania fałszywych zeznań na swoich znajomych i bliskich. Oczywiście mieli potwierdzić swoją działalność w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze nazistowskim.

No właśnie, a co konkretnie prokuratura zarzuca tym działaczom narodowym?

Po pierwsze – rozwieszenie na przystankach autobusowych 64 plakatów (tak, właśnie tak!) jednego rodzaju, na których był fragment książki znanej i nieżyjącej już włoskiej pisarki Oriany Fallaci, dotyczący islamizacji europejskiej kultury i zagroźeń jaki ze sobą niesie muzułmański terroryzm. Fragment pochodził z dzieła pt. „Siła rozumu” i książkę tą można legalnie kupić w wielu księgarniach na terenie Polski. Bardzo dziwnym faktem jest to, że prokuratura wmawiała zatrzymanym, że tekst ten pochodzi z „Mein kampf”. Pomijając bezsens tych pomówień, trzeba zwrócić uwagę na fachowość i spostrzegawczość pracowników wrocławskiej prokuratury. Czy A. Hitler pisząc swoją książkę w latach ’20-tych ubiegłego wieku widział zagrożenie ze strony islamskiego terroryzmu? Przepraszamy, ale to chyba jakiś żart ze strony prokuratury, bo nawet największy debil i idiota wie, że w tym czasie nie było nawet śladu takiego zagrożenia. No ale dobrze, doceniamy jednak duże poczucie humoru i również traktujemy to jako dobry żart, a nie kretyńską wpadkę.

Następnym powodem zatrzymania było rozlepianie wlepek na terenie Wrocławia, na których znajdowała się grafika w postaci zdjęcia białego dziecka i napis: „MUSIMY CHRONIĆ BYT NASZEJ RASY I PRZYSZŁOŚĆ BIAŁYCH DZIECI”. Ten napis i to zdjęcie „fachowcy” z ABW i prokuratury ocenili jako nawoływanie do rasowej nienawiści. Kolejny absurd! Troska o własne społeczeństwo i ochrona własnej tożsamości to objaw rasizmu i ksenofobii? A gdzie w tym tekście jest nawoływanie do jakiejś nienawiści? Widzimy tu raczej objawy miłości niż nienawiści. Ciekawe czy gdyby pojawiły się naklejki z treścią: „MUSIMY CHRONIĆ BYT NASZEJ RASY I PRZYSZŁOŚĆ CZARNYCH, ŻÓŁTYCH, CZERWONYCH, ZIELONYCH, FIOLETOWYCH (wpisz cokolwiek) DZIECI”, prokuratura z taką samą determinacją i zaciekłością ścigałaby sprawców tego czynu? Nie wydaje nam się! Ale widzimy, że słowo „BIAŁY” jest zarezerwowane dla wszelkiego rodzaju rasizmów, nazizmów, nietolerancji, ksenofobii. Dziwne, lecz prawdziwe.

U jednego z zatrzymanych znaleziono 8 sztuk amunicji do karabinu maszynowego Pulemiot Kałasznikowa kalibru 7,62 mm. Posiadanie amunicji w Polsce jest nielegalne i traktowane na równi z posiadaniem broni, ale czy puste łuski ze zbitą spłonką i grotami od innego rodzaju pocisków to też nielegalna amunicja? Trudno powiedzieć, ale tutaj znowu fachury z ABW nie mogli odróżnić pustych łusek od nabitych prochem (zbita spłonka o tym świadczy). Widzimy wyłom w profesjonalizmie naszych supermenów, bo o tym wie nawet jakiś niedorobiony żołnierz, który odbył dwumiesięczną służbę zastępczą gdzieś w wojskowym szpitalu. I tak oto, jeden z podejrzanych usłyszał zarzut posiadania broni! Skąd miał te łuski? Ze strzelnicy, z której zabrał je na pamiątkę w trakcie odbywania służby wojskowej …15 lat temu.

Co jeszcze znaleziono w trakcie przeszukań mieszkań jako dowód obarczający patriotów z Dolnego Śląska?

W jednym z domów w bibliotece jednego z podejrzanych, bystre oko agenta wytropiło książkę A. Hitlera „Mein kampf”. To nic, że obok tej beznadziejnej i głupowatej książeczki bawarskiego błazna z wąsikiem było wiele innych tytułów, które mogłyby świadczyć, że posiadacz tego zbioru książek nie ma skłonności nazistowskich. Były to np. dzieła J. Stachniuka, Szukalskiego, książki o Powstaniu Warszawskim, Narodowych Siłach Zbrojnych, Armii Krajowej, Poezja Polski Walczącej, książki z biblioteki Toporła, książki M.J. Chodakiewicza, R. Ziemkiewicza, G. Orwella, J. Piłsudskiego a nawet K. Marksa i Isaaca Bashevisa Sinqera – żydowskiego noblisty. Niestety „Mein kampf” była jedyną pozycją (zainteresował ich jeszcze tytuł „Jak pokochałem Adolfa Hitlera” Romana Zielińskiego), która wzbudziła zachwyt stróżów demokratycznego prawa. Trzeba jeszcze dodać, że w klaserze ze znaczkami pocztowymi to samo bystre oko dojrzało znaczki z okresu III Rzeszy, które również posłużyły jako dowód na nazistowskie przekonania właściciela tego albumu. To nic, że obok tych zakazanych emblematów niechlubnej przeszłości Europy były też znaczki z napisami Magyar Posta, Canada, Polska, Mongolia, Bulgaria i CCCP…

Jednak szczytem głupoty i nieuctwa (lub wyrafinowanego działania) było zarekwirowanie drewnianej rzeźby Świętowida – słowiańskiego boga. Rzeźba ta miała w centralnym punkcie starosłowiański symbol słońca i pomyślności, czyli swastykę. Nie trzeba chyba już nikomu przypominać o tym, że symbol ten pojawiał się w wielu kulturach ludów indoeuropejskich (i nie tylko) jako zwiastun życia i pomyślności. Jest on wyryty w skale na szczycie góry Ślęża (i nie wygrawerowali go tam zwolennicy A. Hitlera, jak pewnie chcieliby panowie z ABW). Symbol ten był używany jako rodzimy znak naszych słowiańskich przodków, a 21.06.1919 roku swastyka została wprowadzona do polskiego wojska jako znak rozpoznawczy Strzelców Podhalańskich. Obecnie 21 Brygada Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa również ma w swoim emblemacie stylizowaną swastykę. No tak już nie może być! Panowie i panie z ABW – do dzieła! Trzeba założyć podsłuchy a następnie najechać na w/w jednostkę w celu sprawdzenia czy aby w miejscu tym nie szerzy się nazizm i hitleryzm! Życzymy powodzenia.

W trakcie przeszukań miejsc zamieszkania doszło również do niszczenia mienia, np. zerwania boazerii, tapet i części ocieplenia budynku. W jednym pomieszczeniu pozostawili po sobie kupę zdemolowanego sprzętu, który został rzucony na środek pomieszczenia. Pokój ten po wizycie stróżów prawa nadawał się do remontu. Oczywiście został również zabrany różnego rodzaju sprzęt elektroniczny w postaci telefonów komórkowych, komputerów, rzeczy osobiste, ubrania, płyty CD i DVD, biżuteria, pieniądze, notatniki. Agenci czytali prywatne zapiski i listy. Z jednego domu został zarekwirowany komputer z ważną pracą egzaminacyjną i materiałami szkolnymi. Właściciel tego komputera został pozbawiony wszelkich materiałów potrzebnych do napisania egzaminu.

Po tej akcji dwie osoby usłyszały wniosek o zastosowaniu tymczasowego aresztowania na okres 1 miesiąca i 4 miesięcy. I tak też się stało.

W Areszcie Śledczym wrocławscy nacjonaliści zostali osadzeni w ciężkich warunkach; w przepełnionych celach z pospolitymi przestępcami, bez dostępu do TV, radia, prasy, rozmów telefonicznych oraz z kontrolą korespondencji, która była zatrzymywana na okres 40 dni w prokuraturze i dopiero po tym czasie wysyłana do aresztowanego. Jeden z osadzonych patriotów na parę dni trafił do celi, w której znajdował się osadzony znany wrocławski DJ, który wsławił się około 2 lata temu bandyckim napadem na dwóch Polaków, którzy nazwali go „czarnym”. To spowodowało, że czarny obywatel Holandii mieszkający w Polsce, wypruł nożem wnętrzności obywatelowi naszego kraju… Aby złamać osadzonych narodowców przez większość doby gaszone było światło i w celi panował mrok. Jednemu z aresztowanych odmówili dostarczenia leku, który miał przepisany jako lek stały i brał go regularnie przed osadzeniem.

Tak właśnie wyglądała w Polsce wolność słowa, gdzie niepokornych i krnąbrnych wsadza się do więzienia i w ten sposób łamie ich opór. Chcemy zaznaczyć, że ta sytuacja miała miejsce w wolnym i demokratycznym kraju, a nie sowieckiej Rosji lub powojennej Polsce, rządzonej krwawą ręką sowieckich sługusów.

Metody te znaliśmy wcześniej tylko z filmów i książek ukazujących bezprawie i zbrodnie morderców z UB, którzy w polskich mundurach z orzełkiem na czapkach katowali w swoich kaźniach polskich patriotów. Oczywiście teraz odbyło się to w bardziej „humanitarny” sposób, ale ta okoliczność łagodząca wcale nie zmienia faktu, że zostały złamane prawa człowieka.

Generał E. Fieldorf „Nil”, Stanisław Sojczyński „Warszyc”, czy rotmistrz Pilecki to wielcy polscy patrioci, zasłużeni w walkach o niepodległość Polski. Po II Wojnie Światowej dostali się w zbrodnicze macki bandziorów z UB i w spreparowanych procesach zostali oskarżeni również o faszyzm i hitleryzm. Nikt nie uszedł z życiem.

W IV Rzeczpospolitej w dobie wolności słowa, gdzie Konstytucja RP mówi, że władze publiczne zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych oraz gdzie każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów i pozyskiwania oraz rozpowszechniania informacji (patrz Art.25 p.2 i Art.54 Konstytucji RP), prawa te są nagminnie łamane a instytucje noszące na swych mundurach i uniformach polskiego orła w koronie prześladują polskich patriotów. Historia zatacza koło.

„Patrioci-bandyci”