Rządowi Beaty Szydło nie udało się zablokować ponownego wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, a Jacek Saryusz-Wolski, czyli kandydat rządzących na to stanowisko, nie został nawet zaproszony na odbywający się w Brukseli szczyt. Stanowiska Szydło nie tylko nie poparł żaden inny kraj Unii Europejskiej, ale dodatkowo wybór Tuska bez jednomyślności państw członkowskich był możliwy dzięki Traktatowi Lizbońskiemu w kształcie wynegocjowanym przez pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości.

Polska w ubiegły weekend przedstawiła kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, a z powodu niewielkiej ilości czasu do szczytu w Brukseli, rząd Szydło zapowiadał złożenie wniosku o odroczenie głosowania w tej sprawie. Nie tylko nie został on jednak przyjęty, ale dodatkowo jedynie Polska głosowała przeciwko ponownemu wyborowi Tuska na wyżej wspomniane stanowisko, co oznacza, iż nie mogła liczyć na poparcie ani partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, ani Wielkiej Brytanii znajdującej się w centrum polityki zagranicznej gabinetu Szydło.

Polska premier zapowiedziała, że nie podpisze końcowych ustaleń szczytu w Brukseli, co i tak nie miałoby wpływu na pozostanie Tuska na jego dotychczasowym stanowisku. Komentatorzy zwracają uwagę, iż wybór Tuska bez zgody wszystkich państw unijnych był możliwy dzięki odpowiednim zapisom w Traktacie Lizbońskim. Zgodnie z artykułem 15 tego dokumentu, wybór przewodniczącego RE następuje kwalifikowaną większością głosów, a na takie rozwiązanie zgodzili się Jarosław Kaczyński jako szef rządu negocjujący Traktat oraz Lech Kaczyński jako prezydent ratyfikujący to porozumienie.

Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski twierdzi, że porażka polskiego rządu nie zmieni jego europejskiej polityki, natomiast Unia pokazała, iż ewoluuje pod dyktando Niemiec. Waszczykowski najwyraźniej zapomniał o ustaleniach z początku lutego, kiedy podczas wizyty Merkel w Polsce, Szydło zapowiadała „ratowanie projektu europejskiego” wraz z szefową niemieckiego rządu. Szef polskiego MSZ dodał w rozmowie z portalem wPolityce.pl, że wybór Tuska był możliwy dzięki działaniom pozakulisowym, odbywającym się ponad głowami polskich dyplomatów.

Piotr Skwieciński, publicysta prorządowego wPolityce.pl, uważa natomiast, że polski rząd poniósł dwie poważne porażki i po raz pierwszy rzeczywiście dał do ręki argumenty krajowej opozycji. Pierwsza porażka wiąże się z faktem, iż stanowiska Polski nie poparło żadne z państw Grupy Wyszehradzkiej, ani nawet Międzymorza, którego rzekomo mieliśmy stać się liderem. Druga przegrana dotyczy wspomnianych spraw wewnętrznych, w których opozycja dotychczas podejmowała jedynie rozpaczliwe próby walki z rządem, a teraz ma w ręku poważny argument w postaci zawirowania z wyborem Tuska na szefa RE.

Dziennikarz związany z mediami braci Karnowskich zauważa, że Tusk zawsze był znienawidzony przez elektorat PiS, ale jeszcze miesiąc temu całkiem prawdopodobne było, iż rządzący przymkną oko na jego wady i ostatecznie poprą jego kandydaturę. Dopiero w ostatnich dniach były premier stał się obiektem zmasowanego ataku ze strony polityków, działaczy i wyborców PiS, którzy zaczęli nazywać możliwość ponownego wyboru Tuska hańbą. Skwieciński zauważa, iż o ile PiS porusza się doskonale w polityce wewnętrznej, o tyle całkowicie nie rozumie mechanizmów polityki międzynarodowej.

Na podstawie: polskatimes.pl, wpolityce.pl.