Wczorajsza sobota we Francji stała pod znakiem jedenastego już ogólnokrajowego protestu „Żółtych kamizelek”, zakończonego aresztowaniem w samym Paryżu ponad pięćdziesięciu osób. Demonstranci nie zamierzają rezygnować z radykalizmu swoich postulatów, dlatego jeden z ich liderów wezwał wczoraj do bezprecedensowego i ogólnonarodowego powstania. Zwykli Francuzi uważają z kolei, że powstanie spontanicznego ruchu nie wpłynęło na praktykę działań prezydenta Emmanuela Macrona.

Tradycyjnie największe manifestacje „Żółtych kamizelek” odbywają się w sobotę, zaś największy protest odbywa się na ulicach francuskiej stolicy. Z tego powodu w Paryżu po raz kolejny doszło do wielu starć pomiędzy demonstrującymi a policją, w wyniku czego aresztowano 52. osoby. Po zapadnięciu mroku uczestnicy paryskiego protestu zgromadzili się na Placu Republiki, gdzie już wcześniej zapowiedziano przeprowadzenie „żółtej nocy”, czyli wspólnego czuwania w centrum stolicy, jednak koło godziny 19 manifestanci zostali wypchnięci z Placu przez miejscową policję.

Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner ogłosił na Twitterze, iż „z całą stanowczością” potępia zamieszki związane z działalnością „uczestników rozruchów zakamuflowanych pod żółtymi kamizelkami”. Jego koleżanka z rządu, minister ds. terytoriów zamorskich Annick Girardin, udała się natomiast na spotkanie z protestującymi, zapraszając ich na rozmowy w przyszłym tygodniu. Mają one zostać poświęcone właśnie pogarszającej się sytuacji mieszkańców terenów zależnych od Francji.

Demonstracje odbyły się oczywiście także w innych francuskich miastach. Najbardziej gwałtowny przebieg miały one w miejscowości Évreux w Normandii. „Żółte kamizelki” udały się więc pod budynek lokalnej prefektury, natomiast ostatecznie przedostały się one na teren miejscowej komendy policji, z której zostały jednak wyrzucone. Demonstranci podczas walk z policją wznieśli barykady, a ponadto spalili kilka samochodów znajdujących się pod budynkiem lokalnych władz.

Jeden z liderów nieformalnego ruchu, zatrzymany zresztą niedawno przez policję Éric Drouet, wezwał natomiast do bezprecedensowego i ogólnonarodowego spotkania przeciwko obecnej władzy. Podczas wczorajszych protestów, w wyniku brutalnych działań policji, poważnie ranny w oko został bowiem jeden z jego bliskich współpracowników.

Najnowszy sondaż wskazuje z kolei, że Francuzi nie dostrzegli zmian w praktyce rządzenia swojego prezydenta. Macron rozpoczął co prawda „wielką debatę narodową”, lecz według 66 proc. ankietowanych w ogóle się on nie zmienił, natomiast przeciwnego zdania jest 34 proc. respondentów. Ponadto 85 proc. Francuzów chciałoby, aby francuski prezydent zwrócił uwagę na społeczne niepokoje, 78 proc. chce zmian w systemie społeczno-gospodarczym, zaś 73 proc. chce zmiany sposobu sprawowania przez niego urzędu prezydenckiego.

Na podstawie: valeursactuelles.com, leparisien.fr, lefigaro.fr.