Rządowa propaganda zdążyła odtrąbić sukces, jakim ma być zablokowanie kandydatury socjalisty Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej. Funkcję tę jednak obejmie niemiecka polityk, opowiadająca się zresztą za federalnym kształtem Europy, natomiast żadne z pięciu kluczowych stanowisk w Unii Europejskiej nie zostanie obsadzone przez jakiegokolwiek przedstawiciela Europy Środkowo-Wschodniej.

Według doniesień prorządowych mediów, premier Mateusz Morawiecki po powrocie z Brukseli miał zostać przywitany brawami podczas posiedzenia klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Samo środowisko obozu rządzącego przedstawia ustalenia unijnego szczytu jako sukces polskiego rządu, ponieważ udało się zablokować wspomnianą już kandydaturę Timmermansa na szefa najważniejszej unijnej instytucji. Warto w tym kontekście podkreślić, że ma on i tak zostać wiceszefem KE

Holenderski polityk dał się poznać jako zaciekły krytyk obecnych polskich władz, zaś w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego brał udział w wydarzeniach organizowanych przez ugrupowanie Roberta Biedronia. Ponadto Timmermansowi sprzeciwiły się inne kraje środkowoeuropejskie, stąd kluczową rolę odegrała tutaj tak naprawdę opozycja wobec jego kandydatury w szeregach centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPP).

Zamiast niego szefową Komisji ma zostać Ursula Gertrud von der Leyen, pełniąca obecnie funkcję niemieckiego ministra obrony narodowej bliska współpracowniczka kanclerz Angeli Merkel. Według europosłów PiS jest ona jednak przede wszystkim „konserwatystką”, dlatego ich zdaniem ma ona „potencjał łączenia Europy”. Problem polega jednak na tym, że von der Leyen wspierała otwarcie politykę „otwartych drzwi” dla imigrantów, parytety w radach nadzorczych firm, a także „małżeństwa” homoseksualne.

Dodatkowo polityk Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) opowiada się za budową federalnej UE, mówiąc jeszcze w 2011 roku wprost o konieczności stworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy”. Jej zdaniem europejskie superpaństwo powinno wzorować się pod tym względem właśnie na Stanach Zjednoczonych oraz samej Republice Federalnej Niemiec.

Przede wszystkim obecne rozdanie w unijnych instytucjach wzmacnia tandem niemiecko-francuski. Niemcy uzyskali bowiem nie tylko najważniejszą funkcję w unijnych strukturach, lecz dodatkowo pięć najważniejszych stanowisk w UE nie będzie w żadnym przypadku obsadzone przez przedstawiciela Europy Środkowo-Wschodniej. Szefem Parlamentu Europejskiego został bowiem włoski socjalista David Sassoi, z kolei Europejski Bank Centralny przypadł francuskiej prawnik Christine Lagarde.

Na podstawie: rp.pl. wpolityce.pl, dorzeczy.pl, interia.pl.