Uczestnicy „Marszu Równości” w Lublinie po raz kolejny mogą podziękować miejscowej policji, która podobnie jak przed rokiem umożliwiła im przejście ulicami miasta. Ponownie „stróże prawa” musieli posiłkować się przy tym armatkami wodnymi, a przede wszystkim brutalnością wobec obrońców tradycyjnej rodziny, zatrzymując kilkudziesięciu z nich.

Jeszcze kilka dni temu media obiegła informacja o zakazaniu przemarszu przez prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka, obawiającego się ewentualnych zamieszek i powtórzenia ubiegłorocznego scenariusza. Ostatecznie dewiantom pomogli jednak po raz kolejny przedstawiciele „wymiaru sprawiedliwości”, którzy orzekli, iż w ten sposób doszłoby do naruszenia konstytucyjnego prawa do zgromadzeń.

To jednak nie koniec udogodnień, na które ruchy LGBT mogą liczyć w rzekomo prześladującym ich państwie. Po raz kolejny byli oni bowiem ochraniani przez lubelską policję, brutalnie traktującą obrońców tradycyjnej rodziny. Podobnie jak przed rokiem, „stróże prawa” zmobilizowali się w sporej liczbie (szacowanej na ok. 1800 białych kasków) oraz pomagali sobie armatką wodną i gazem łzawiącym.

Ogółem do sobotniego wieczora w ręce aparatu represji trafiło około trzydziestu lubelskich obrońców normalności, ale na tym najprawdopodobniej nie koniec. Policja straszy bowiem przeciwników ruchu LGBT materiałem filmowym ze swoich kamer oraz z miejskiego monitoringu, mających posłużyć do identyfikacji osób rzekomo naruszających prawo podczas dzisiejszej akcji wymierzonej w dewiantów.

Na podstawie: kurierlubelski.pl, twitter.com.