Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump kontynuuje politykę wycofywania amerykańskich wojsk z niektórych regionów świata. Tym razem zdecydował się na wycofanie większości żołnierzy swojej armii z terytorium Somalii. Od trzynastu lat Amerykanie brali udział w somalijskiej wojnie domowej, skupiając się na bombardowaniu islamistycznych rebeliantów.

Departament Obrony USA ogłosił kolejną część globalnego planu wycofywania amerykańskich sił. Większość żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych opuści więc Somalię. Dotychczasowy kontyngent wojskowy liczył około 700 wojskowych, którzy mają zostać przeniesieni do sąsiednich państw lub w inne rejony świata. Operacja ma zostać zakończona dokładnie 15 stycznia przyszłego roku.

Waszyngton zapewnił jednocześnie, że jego działania nie służą całkowitemu wycofaniu z kontynentu afrykańskiego. Ameryka wciąż jest zainteresowana współpracą ze swoimi sojusznikami w tym regionie, a jest w nią zaangażowany cały amerykański rząd.

Dodatkowo USA mają wciąż zachowywać swoją zdolność do „prowadzenia ukierunkowanych operacji antyterrorystycznych w Somalii i zbierania wczesnych ostrzeżeń dotyczących zagrożeń dla ojczyzny”. Od 2007 roku Amerykanie byli bowiem zaangażowani w walkę z islamistycznymi rebeliantami. W czasie prezydentury Trumpa dokonywano głównie nalotów na pozycje zajmowane przez terrorystów z Państwa Islamskiego.

W ubiegłym miesiącu działania obecnej administracji skrytykował jednak Abukar Arman, były specjalny wysłannik Somalii do USA. Jego zdaniem amerykańskie zaangażowanie było wówczas katastrofą, bo nie miało ono żadnej strategii, stąd programem wojennym zaczęli manipulować spekulanci i najemnicy.

Na razie do decyzji gospodarza Białego Domu nie odnieśli się parlamentarzyści. Tak było natomiast w przypadku poprzednich decyzji Trumpa o zmniejszaniu amerykańskich kontyngentów wojskowych. Czołowi politycy jego Partii Republikańskiej byli zwłaszcza krytyczni wobec redukcji zaangażowania USA w Iraku i Afganistanie.

Na podstawie: aljazeera.com, nypost.com.