Do grona miast, które zbiorowo w formie prelekcji, wykładów, wystaw, koncertów a także manifestacji uczciły pamięć Żołnierzy Wyklętych dołączyła stolica Polski. Jednym z etapów obchodów była niezależna od struktur państwowych demonstracja. Była ona wspólnym wysiłkiem warszawskiej komórki autonomicznych nacjonalistów, stowarzyszenia patriotycznego Zjednoczony Ursynów, jak również kibiców warszawskiej Legii, którzy to stanowili największy procent jej uczestników. Symbolicznie stawiły się również delegacje aktywistów z innych miast (m.in z Torunia). Zbiórka zaplanowana została na godzinę 19:30 na placu na Rozdrożu, konkretniej pod pomnikiem ojca polskiej myśli nacjonalistycznej – Romana Dmowskiego. Start nastąpił około godziny 20 przy intonowaniu donośnych okrzyków sławiących żołnierzy, dla których kapitulacja hitlerowskich Niemiec nie była równoznaczna z zakończeniem walki zbrojnej.

Oddając hołd ich heroicznym wysiłkom mających na celu odzyskanie pełnej samorządności głośno skandowaliśmy „Cześć i chwała Żołnierzom Wyklętym”, „Narodowe Siły Zbrojne -NSZ” czy też „W naszej pamięci – Żołnierze Wyklęci”. Na samym przedzie niesiony był baner tematyczny o treści: „Ich hasłem było ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY – nasi bohaterowie Żołnierze Wyklęci” z wizerunkiem żołnierza NSZ. Nie zabrakło także tych tradycyjnie towarzyszących manifestacjom tego typu jak: „Autonomiczni Nacjonaliści”, „Nacjonalizm jest wszędzie, był i zawsze będzie”, dodatkowo grupy działaczy z Młodzieży Wszechpolskiej, Narodowego Odrodzenia Polski stawiły się ze swoimi reprezentacyjnymi banerami. Oczywiście nie zabrakło też znanego z legijnych obchodów patriotycznych transparentu „PamiętaMY”. By podkreślić poważny i smutny jednocześnie charakter tego dnia uczestnicy demonstracji nieśli 120 zapalonych pochodni. W trakcie pochodu spontanicznie odpalano również standardową pirotechnikę znaną m.in ze stadionów piłkarskich, czyli race, ognie wrocławskie i stroboskopy. Co jakiś czas okrzyki przerywane były także pojedynczymi wybuchami petard.

Trasa demonstracji biegła wzdłuż Alei Ujazdowskich, zaś jej koniec wyznaczony był pod więzieniem przy ulicy Rakowieckiej. Jest to przestrzeń symboliczna. Miejsce to, które było umownym końcem naszej demonstracji było jednocześnie najtragiczniejszym etapem życia żołnierzy zgrupowanych w antykomunistycznym podziemiu. To tutaj właśnie wykonywano na nich wyrok śmierci poprzedzony brutalnymi przesłuchaniami w ubeckich kaźniach, szykanami, odarciu z godności i represjami wymierzonymi w najbliższą rodzinę. W miejscu tym głos miał zabrać kombatant wojenny, świadek tamtych dni grozy i strachu a jednocześnie chwały ludzi dążących do wolności swojej i swojego narodu. Niestety stan zdrowia nie pozwolił mu na przybycie na czwartkową demonstrację.

Dopiero w tym momencie zebrani byli w stanie w przybliżeniu oszacować swoją liczbę. Optycznie można stwierdzić, iż zbliżała się ona do tysiąca (choć słychać również głosy o wiele większej ilości). Jak już nadmieniłem, proporcjonalnie największą część stanowili kibice Legii, ale obecni byli też zwykli warszawiacy, którzy to przybyli na miejsce zbiórki bądź spontanicznie dołączali do pochodu w trakcie jego trwania. Warszawscy kibice zaintonowali „Pozdrowienia do więzienia”, które ochoczo podchwyciła reszta zgromadzonych. Więzienie na Rakowieckiej byłoby bowiem adekwatniejszym miejscem dla rządzącej oligarchii, bezkarnej mimo licznych afer o podłożu finansowym niżeli dla kibiców i nacjonalistów, których surowo karze się za stosunkowo niewielkie przewinienia.

Końcowym akcentem była minuta ciszy i odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Wówczas zapłonęło kilkanaście rac, a dogasać zaczęły pochodnie. Organizatorzy po chwili podziękowali zgromadzonym za przybycie na demonstrację, ogłaszając jej koniec.

tekst: R.
zdjęcia: