Jak podaje brytyjska firma badawcza BMI, wartość handlu detalicznego w Polsce w 2014 roku będzie wynosić 496,6 mld złotych i będzie to rekordowy wynik w całej Europie. Beneficjentami tego stanu rzeczy będą wszystkie segmenty rynku – oprócz małych, rodzinnych sklepów, które nie tylko nie zyskają, ale i stracą.

Już teraz w większych miastach (Biedronka ma już swoje sklepy na wsiach) na każdym rogu można spotkać sklepy takie jak Lidl czy Biedronka, a ofensywę na rynku małych, osiedlowych sklepów planują (i już to robią) Tesco i Carrefour.

Mimo, że Polska na tle Europy wypada nieźle jeśli chodzi o ilość rodzinnych sklepów, to nie ma się z czego cieszyć. GUS podaje, że co roku zamykanych jest od 4 do 5 tys. małych sklepów. Jedynie w 3 województwach – podkarpackim, pomorskim oraz śląskim – w ciągu ostatniego roku odnotowano przyrost tego typu placówek. W pozostałych ilość ta spadła, z czego najwięcej w województwie zachodniopomorskim – aż o 11,5 %.

Zyskują też sklepy internetowe. Ich przychód będzie w tym roku wynosił ok. 15,5 mld zł i będzie to 2% udziału w ogólnej sprzedaży detalicznej. Polacy korzystają również z Internetu, by na podstawie informacji zawartych w sieci zrobić zakupy. Pod ich wpływem nasi rodacy wydali 26 mld zł i oznacza to 60% wzrost w porównaniu do 2008 roku.

Postępująca likwidacja małych, rodzimych przedsiębiorstw jest skutkiem konsekwentnej polityki obecnego rządu. Wielkie dyskonty mogą liczyć na ulgi podatkowe i inne gratisy od rządzącej „elity”; przepisy łamane są tylko po to, by supermarket mógł powstać w miejscu, w którym go de facto być nie powinno. Efektem tej polityki jest upadek sklepów osiedlowych i rodzinnych.