Winę za wszelkie zło współczesnych Stanów Zjednoczonych ponoszą Donald Trump i Partia Republikańska, protestujący spod znaku „Black Lives Matter” właściwie mieli rację, natomiast prawicowi wyborcy w gruncie rzeczy są źli, bo nie czerpią wiedzy z lewicowych mediów. Taki obraz problemów współczesnej Ameryki przedstawia w swojej książce „konserwatysta” z Klubu Jagiellońskiego.

Andrzej Kohut na co dzień jest pracownikiem Ośrodka Studiów Wschodnich oraz analitykiem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, w którym zajmuje się właśnie tematyką amerykańską. W ramach nowej serii Wydawnictwa Otwarte postanowił podzielić się z czytelnikami swoją wiedzą, docierając głównie do osób nie śledzących na co dzień wydarzeń za oceanem.

Nie jest to bowiem w żaden sposób książka odkrywcza. Autor przedstawia w niej najważniejsze wydarzenia i debaty publiczne ostatnich lat, dlatego oczywiście nie mogło w niej zabraknąć szturmu na Kapitol, wspomnianego „Black Lives Matter”, sporu o aborcję, kwestii imigracji czy społecznej degradacji USA.

Niestety, wiele spraw Kohut przedstawia tendencyjnie, a przede wszystkim na lewicowo-liberalną modłę. Oczywiście trudno nie zgodzić się z nim, co wielokrotnie sygnalizowaliśmy też na naszych łamach, że liberalna polityka ekonomiczna Partii Republikańskiej doprowadziła miliony ludzi do ubóstwa i pogłębiła nierówności społeczne. Problem w tym, iż autor właściwie za całe zło Ameryki obwinia właśnie prawicę.

Sama publikacja zaczyna się zresztą od kwestii ataku na Kapitol, który dla Kohuta jest symbolem zaostrzających się podziałów społecznych w Ameryce i powolnego jej upadku. Dlaczego jednak takiej samej wagi nie miały protesty po śmierci przestępca George’a Floyda? Przecież były one esencją podsycanej stale przez Demokratów wojny kulturowej, nie wspominając już o wzmocnieniu poczucia bezkarności wśród skrajnej lewicy demolującej miasta i pomocniki w całym kraju.

Zapewne Kohutowi to jednak nie przeszkadza, bo tak naprawdę usprawiedliwia zamieszki spod znaku „Black Lives Matter”. Ulega bowiem lewicowo-liberalnej narracji o wiecznie pokrzywdzonych przez system i policję czarnoskórych, chociaż od pewnego czasu nawet w amerykańskim mainstreamie zaczyna mówić się o dużo większej dyskryminacji białych pogrążonych w ubóstwie.

Podobnie jest zresztą w temacie imigracji. Kohut „krytykuje krytyków” imigracji, pokazując rzekome korzyści gospodarcze wynikające z ich napływu do Stanów Zjednoczonych. Nie wspomina więc o przestępczości czy o odmiennościach kulturalnych, ale po przedstawicielu skrajnie pro-imigracyjnego Klubu Jagiellońskiego trudno spodziewać się czegokolwiek innego…

Innym zarzutem stawianym amerykańskiej prawicy i jej zwolennikom przez autora jest ich sceptycyzm wobec „tradycyjnych” mediów”. Wyraźnie przeszkadza mu, że patriotyczny i konserwatywny elektorat czerpie wiedzę z prawicowych mediów, które mają być rzekomo bardziej stronnicze i rozsiewające więcej „fake’ów” od ich lewicowo-liberalnych odpowiedników. Brakowało chyba jedynie, aby Kohut potępił konserwatywnych dziennikarzy za nieużywanie „feminatywów”, bo sam czyni to niezwykle ochoczo.

„Ameryka. Dom podzielony” jest może i przystępnym przewodnikiem po współczesnej Ameryce, ale także po jej tradycjach wpływających na jej obecny system polityczny i ustrojowy.  Jednocześnie jest też niestety tendencyjny, dlatego nie oddaje istoty problemów słabnącego mocarstwa.

M.