Pod naciskiem izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, umowę o wspólnym starcie w wyborach parlamentarnych podpisały dwa ugrupowania skrajnej prawicy. Do Żydowskiego Domu i Żydowskiej Siły nie chce przyłączyć się jednak konserwatywno-liberalna Nowa Prawica, uważająca szczególnie drugą z tych partii za zbyt ekstremistyczną.

Izraelczycy już w marcu w przeciągu niecałych dwunastu miesięcy po raz trzeci pójdą do urn wyborczych. Za każdym razem wspomniany Netanjahu dwoi się i troi, aby poza jego Likudem jak najwięcej mandatów do Knesetu zdobyły wszystkie ugrupowania prawicowe. Na wiosnę ubiegłego roku doprowadził więc do zjednoczenia części z nich, a podobna sztuka udała mu się ponownie.

W październikowych wyborach parlamentarnych niektóre partie prawicy nie przekroczyły progu wyborczego, stąd skądinąd same były przymuszone do szukania koalicjantów. Na razie powołana została lista Zjednoczonego Domu Żydowskiego, którą tworzą partie dwie skrajnie prawicowe partie Żydowski Dom oraz Żydowska Siła.

Do sojuszu mimo nacisków Netanjahu nie zamierza dołączyć Nowa Prawica, której lider Naftali Bennet nie chce współpracować z Żydowską Siłą. Twierdzi on, że nie zamierza być częścią jednej koalicji z Itamarem Ben-Gvirem, szefem Żydowskiej Siły, mającym w swoim biurze fotografię sprawcy masakry muzułmanów z 1994 roku. Bennet porównał to do sytuacji, w której parlamentarzysta do Kongresu Stanów Zjednoczonych trzymałby na biurku zdjęcie kogoś, kto zamordował setki modlących się Żydów.

Żydowska Siła wzbudza najwięcej kontrowersji, ponieważ jej liderami są założyciele amerykańskiej Żydowskiej Ligi Obrony, uważanej przez USA za organizację terrorystyczną. Są oni wyznawcami kultu Meira Kahana, czyli rabina i ideologa skrajnie antyarabskiej prawicy, zamordowanego w 1990 roku przez pochodzącego z Egiptu amerykańskiego obywatela.

Na podstawie: timesofisrael.com.