Stany Zjednoczone zapracowały przez lata na miano „najbogatszego kraju trzeciego świata”. Kolejna publikacja udowadnia, że „American Dream” jest jedynie starym i pustym sloganem, za którym kryją się olbrzymie nierówności społeczne i stojące w miejscu od blisko 50 lat zarobki. Ciężka praca zaś wcale nie popłaca, bo ostatecznie trzeba harować do śmierci, aby móc przeżyć w zdezelowanej przyczepie.

Szacuje się, że obecnie w Ameryce ponad milion osób jest zmuszona do mieszkania w autach, ciężarówkach czy kamperach. Liczba ta może być jednak dużo większa, bo oczywiście trudno ją dokładnie zweryfikować. Biorąc zwłaszcza pod uwagę fakt, iż w USA osoby nieposiadające stałego miejsca zamieszkania praktycznie przestają istnieć dla tamtejszego systemu i są od razu traktowane z wrogością.

Konieczna dla zrozumienia tego zjawiska jest kolejna statystyka. Mianowicie pensje więcej niż 100 mln Amerykanów nie wzrosły od lat 70. ubiegłego wieku, natomiast nawet do 30 mln nie może wydostać się ze spirali ubóstwa. Nierówności społeczne według wskaźnika Giniego plasują natomiast Stany Zjednoczone na trzecim miejscu wśród państw OECD. Gorzej jest tylko w Chile i Republice Południowej Afryki.

Minimalna pensja nie daje możliwości wynajmu dwupokojowego mieszkania w żadnym stanie, hrabstwie czy nawet mieście. Przy rosnących cenach lokali i produktów oraz jednoczesnej stagnacji płac trudno się więc dziwić, że coraz więcej Amerykanów zaczyna mieszkać we wspomnianych już środkach transportu.

Nie ma tutaj znaczenia ich wcześniejszy status materialny, ani zajmowane stanowisko. Do wyprowadzenia się do przyczepy albo kampera zmuszone są na ogół osoby przekraczające 50. rok życia. W ich przypadku możliwość znalezienia zatrudnienia z wiekiem staje się coraz trudniejsza, dlatego pozostaje im właśnie koczowanie i poszukiwanie dorywczych zajęć. Nie stać ich jednocześnie na dalszy wynajem mieszkania lub utrzymywanie własnego domu.

Najbogatsze państwo świata wcale nie ceni przy tym osławionej ciężkiej pracy. Osiemdziesięcioletni Amerykanie mimo długiego stażu pracy są zmuszeni harować do końca swoich dni, podejmując się chociażby pracy w owianych złą sławą Walmarcie czy Amazonie. Brak ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych, wbrew twierdzeniom liberałów, wcale nie prowadzi więc do dobrobytu. W ojczyźnie kapitalizmu jest wręcz przeciwnie.

Trzeba podkreślić w tym miejscu, że sama publikacja „Nomadland. W drodze za pracą” nie jest szczególnie wybitna. Miejscami autorka sili się na zbyt daleko idące opisy, nie mówiąc już o mocno ideologicznym fragmencie. Jessica Bruder rozważając śladowy udział „Afroamerykanów” wśród nomadów stwierdza, iż… biali są po prostu bardziej uprzywilejowani, dlatego policja jest wobec nich mniej restrykcyjna.

Zresztą to tez ważny aspekt omawianej publikacji. Co prawda bieda w Ameryce jest powszechna, ale wciąż pokutuje przekonanie, że osoby żyjące w ubóstwie są same sobie winne. Lokalne władze wychodzą ponadto z założenia pod tytułem „nie ma człowieka – nie ma problemu”. Prawo jest więc coraz bardziej opresyjne wobec osób nie posiadających regularnego miejsca zamieszkania.

M.

Zobacz również: