Najwyższa Izba Kontroli krytycznie podeszła do wydawania środków publicznych na innowacje oraz prace badawczo-rozwojowe. Zdecydowana większość z nich miała bowiem zostać przeznaczona przez przedsiębiorców na zupełnie inne cele, które w najlepszym wypadku były wydatkowane na projekty innowacyjne jedynie z punktu widzenia konkretnej firmy.

Pod lupę kontrolerów z NIK-u trafiły Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, urzędy marszałkowskie i beneficjenci pomocy publicznej na wdrażanie innowacji, czyli w sumie 34 jednostki odpowiedzialne za wydatkowanie w latach 2011-2017 blisko 15 miliardów złotych. NIK przeprowadził analizy przez „brak zauważalnego wzrostu innowacyjności polskiej gospodarki, pomimo stosowania przez administrację publiczną licznych instrumentów wsparcia i przekazywania znacznych środków finansowych”.

Z raportu Izby wynika więc, że zajmujące się tą problematyką programy nie były komplementarne, sposób wyboru projektów objętych dofinansowaniem nie uwzględniał cech innowacji w stopniu wynikającym z celów poszczególnych programów, niedostatecznie uwzględniano w ocenach takie elementy jak rodzaj i skala innowacji, a także nie analizowano jej oddziaływania na konkurencyjność gospodarki, co było głównie pochodną zbyt ogólnego zdefiniowania terminu „innowacje”.

Niedookreślenie specjalizacji i skali innowacyjności połączone z nieodpowiednimi procedurami oceny wniosków powodowało, że pieniędzy nie otrzymywały projekty rzeczywiście unowocześniające polską gospodarkę, zaś otrzymywały je na przykład… solaria. Dodatkowo jednym z największych beneficjentów tego programu było centrum rozrywki, które zakupiło nowoczesne technologie stosowane w dyskotekach.

Obecnie Polska w Unii Europejskiej zajmuje czwarte od końca miejsce pod względem innowacyjności, natomiast w jednym ze stworzonych na potrzeby Brukseli rankingów nasz kraj został określony mianem „umiarkowanego innowatora”.

Na podstawie: rp.pl.