W administracji Białego Domu nastąpiła fala dymisji, a od wczorajszych wydarzeń na Kapitolu rytualnie odcinają się kolejni politycy Partii Republikańskiej. Wśród osób krytykujących prezydenta Donalda Trumpa i jego zwolenników znalazł się chociażby libertarianin Rand Paul. Republikańscy politycy obawiają się bowiem, że podobne wydarzenia podważą wiarygodność osławionej „amerykańskiej demokracji”.

Media donoszą, że wśród współpracowników Trumpa rozważany jest wniosek o odsunięcie go od sprawowanej funkcji. Oficjalnie Joe Biden ma bowiem przejąć władzę dopiero 21 stycznia, zaś obecny prezydent nie uznaje wyników wyborów. Do impeachmentu potrzebna jest jednak opinia wiceprezydenta i większości członków gabinetu Trumpa. Na razie jego współpracownicy masowo podają się do dymisji.

Od wczorajszego protestu, zakończonego wtargnięciem do siedziby parlamentu, odcinają się masowo konserwatywni politycy oraz tamtejsze media. Republikański senator Tom Cotton twierdzi, że Trump wprowadza swoich wyborców w błąd. Rand Paul, syn słynnego libertarianina Rona, skrytykował zamieszki jako „chaos i anarchię, którą trzeba powstrzymać”. Według Paula konserwatyści powinni zaakceptować decyzję Kolegium Elektorów. W przeciwnym wypadku oznaczałoby to koniec wypracowanego dotychczas „państwa prawa”.

Były kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych, Mitt Romney, zarzuca Trumpowi chęć wywołania powstania. Wpływowy polityk zaatakował nie tylko głowę państwa, ale także swoich partyjnych kolegów. Jego zdaniem wsparcie Trumpa będzie oznaczało, że Republikanie staną się odpowiedzialni za „bezprecedensowy atak na demokrację”.

W podobnym tonie wypowiadają się publicyści konserwatywnych mediów. Izolacjonistyczny „The American Conservative” wzywa chociażby do pociągnięcia Trumpa do odpowiedzialności za zamieszki. Pismo uważa podważanie wyników wyborczych przez głowę państwa za „szalone kłamstwa”, które prowadzą do „ataku na konstytucję i Kongres”.

Na podstawie: foxnews.com, breitbart.com, theamericanconservative.com.