Narodowy Rzeszów to relatywnie nowe i młode środowisko patriotyczne ze stolicy Podkarpacia, które dało się ostatnio poznać między innymi przejęciem inicjatywy na rzeszowskich protestach przeciwko ACTA, a na polu działalności typowo narodowej i patriotycznej – po prostu rozruszaniem „uśpionego” od pewnego czasu Rzeszowa. Rzeszowscy działacze skupiają się w dużej mierze na pielęgnacji pamięci o polskich bohaterach, jak również na pomocy tym, którzy jeszcze żyją – mowa o cyklicznych akcjach pomocy kombatantom. Na ich oficjalnym blogu, który znajdziemy pod adresem nrrz.blogspot.com, można się również zapoznać z relacjami z marszy i pikiet tematycznych. Zapraszamy do zapoznania się ze świeżą, dość obszerną rozmową z aktywistą Narodowego Rzeszowa – o kondycji Ruchu Narodowego, perspektywach przywrócenia normalności w Polsce, stadionach i polskim Lwowie…


Witaj, na początek przybliż pokrótce genezę powstania Narodowego Rzeszowa i impulsy, które sprawiły, że zdecydowaliście się działać w nieformalnej grupie.

Witam. Jeśli mielibyśmy niczym grupy kibicowskie wstawić rok zawiązania naszej grupy na flagę, to byłby to zapewne rok 2010. Wtedy to ruszyliśmy na obchody 17 września, podjęliśmy pierwsze akcje i pojechaliśmy wspólnie na Marsz Niepodległości. Zaczęła się krystalizować pewna grupa osób, która początkowo była swego rodzaju inicjatywą typowo osiedlową, patriotycznie-narodowo zakręconych kolegów, z których wszyscy znali się dłuższy czas. W pełni ten skład rzecz jasna nie utrzymał się do dzisiaj, będąc aktualnie wzbogaconym o kibiców czy studentów, ale aby być ścisłym, taka właśnie była geneza. Impulsem aktywności mógł być fakt uznania przez nas, iż nie przystoi, aby w takim mieście jak Rzeszów akcje narodowe miały charakter ledwie sporadyczny lub wcale nie miały miejsca. Dlatego postanowiliśmy spróbować ulicznej działalności żywiąc przekonanie, że w gruncie rzeczy nie jesteśmy sami z naszymi poglądami, lecz wielu nieco biernie usposobionych ludzi czeka na przysłowiowy sygnał – chce zobaczyć, że „coś się dzieje”, bowiem ich samych nie stać na pierwszy krok. Natomiast co do decyzji o nieformalnym charakterze naszej grupy, wynikało to po części z własnych doświadczeń, a po części z subiektywnej percepcji rzeczywistości. Społeczeństwo polskie, w tym naturalnie ludzie młodzi, żywią głęboką dezaprobatę do życia partyjnego i organizacji tego typu właściwie niezależnie od ich ideowego zabarwienia. Implikowałoby to dla nas kolejną przeszkodę do przeskoczenia już na samym starcie. Do tego dochodzi słabsza efektywność działania formalnych grup, mam na myśli konkretnie możliwości rekrutacji i zatrzymywania osób w swoich szeregach. Ludzi na takim wstępnym etapie działalności niekiedy zrażają rzeczy typu oficjalne członkostwo, legitymacje, obowiązkowe składki, wypełnianie tzw. decyzji odgórnych/centralnych itp. Nie jest odkryciem stwierdzenie, że wszelkie tego typu grupy opierają się na kilku jednostkach przejawiających wzmożoną inicjatywę i aktywność, zaś reszta pełni jedynie rolę (choć oczywiście też potrzebnych) „ideowych żołnierzy”. Tych drugich łatwiej przyciągnąć nieformalną i średnio zobowiązującą strukturą. Przy obecnym stanie Ruchu Narodowego i jego możliwości kadrowych uznaliśmy to za najlepsze rozwiązanie. Dla jasności tylko powiem, że nie jesteśmy przeciwko działaniu żadnych organizacji formalnych czy partii – istnienie obu płaszczyzn w pewnym sensie się jakoś zazębia.

Kim są ludzie tworzący waszą inicjatywę, co robią na codzień? Wiadomo, nie chodzi o szczegóły, ale o ogólny rzut oka na grupkę zapaleńców.

Trzon naszej grupy stanowią ludzie młodzi, niemal wszyscy będący na co dzień studentami różnych uczelni. Są też pojedyncze jednostki, które mają ten okres swego życia już za sobą lub dopiero na studia się wybiorą. Na co dzień jesteśmy zapewne osobami zwyczajnie wtłoczonymi w społeczeństwo – jedni wiodą życie typowo studenckie, inni uprawiają mniej lub bardziej regularnie jakiś sport, pracują w różnych miejscach, kolejni zaś pojawiają się na stadionach kibicując. Profil grupy ma naturalnie swoje plusy i minusy. Młodość i same studia bądź nauka pozwalają nam znaleźć nieco więcej czasu na działalność niż osobom, które w pełni pochłonęła proza życia, czyli założona rodzina czy praca. Jednak ogranicza to tym samym nasze możliwości finansowe.

Przejdźmy do waszej działalności, zaczynając od jednej z głośniejszych akcji. Jak oceniasz z perspektywy czasu wasze zaangażowanie w protesty anty-ACTA?

Myślę, że przyczyniło się to owocnie to naszego skromnego rozwoju. Nie biorąc czynnego czy też nawet wiodącego udziału w tych protestach w naszym mieście moglibyśmy sobie pluć w przysłowiową brodę. Po manifestacji grudniowej z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, kiedy to przypomnieliśmy w środowisku narodowym, że w Rzeszowie tętno nacjonalistycznej działalności zaczyna mocniej bić, tym razem o naszym istnieniu dowiedziała się spora rzesza tzw. zwykłych ludzi. Była to zatem akcja przynosząca nam spore profity w kwestii rozgłosu, zaakcentowania obecności. Jak mawia powiedzenie: reklama dźwignią handlu. Złapaliśmy parę ciekawych kontaktów, być może ktoś do nas z tej racji dołączył/dołączy. Ale z drugiej strony nie ma co tego wydarzenia hiperbolizować. Nie była to jakaś wielka wiktoria czy popis niezwykłej zręczności organizacyjnej czy taktycznej. Tym samym żaden reflektor nam się w tunelu nie zaświecił, co najwyżej zapalniczka i to bardzo daleko.


Po tym co do tej pory zaobserwowałem, wasza grupa ma profil przede wszystkim, hmm, patriotyczno-historyczny jeśli można to tak ująć, ale w ostatnim czasie choćby wspomniana sprawa ACTA czy obecność na „kosowskich” akcjach każą wierzyć, że ów profil ciągle się krystalizuje. W jakim kierunku będziecie (jeśli będziecie) ewoluować w najbliższym czasie?

Masz rację, można ten profil tak określić i dwukrotna obecność na akcjach „kosowskich” czy uliczne zapytanie pewnej gazety czy Janek Bytnar członek ONR też był faszystą, tego obrazu zasadniczo nie zmieniają. Można to złożyć na karb paru czynników. Z jednej strony mogło być to wstępnie celowym założeniem. Jak wiemy dobrze patriotyzm i nacjonalizm są pojęciami merytorycznie różnymi i właściwie nie podlegającymi wzajemnemu porównywaniu. Pierwszy jest odruchem emocjonalnym, drugi (jako „patriotyzm dnia codziennego”) jest światopoglądem, ideologią, a zatem uporządkowanym działaniem. Początkowe zarysowanie oblicza naszej grupy jako patriotyczno-historycznej, mogło być zorientowane właśnie na zainteresowanie nami ludzi, którym raczej bliżej do tego pierwszego pojęcia. Dla tego drugiego mogliby być zatem przez nas pozyskani czy też przekonani. Innym czynnikiem jest natomiast kwestia wyższego wysiłku organizacyjnego, logistycznego, finansowego wymaganego na akcje stricte ideowe (społeczne, polityczne). Nie od razu można było przeskoczyć na ten nieco wyższy poziom działalności, choć skromne próby podejmowaliśmy. I to jest właściwie po części odpowiedź na Twoje pytanie. W tym kierunku chcemy się właśnie rozwijać czyli właśnie oprócz oblicza patriotyczno-historycznego (swoją drogą coraz bardziej potrzebnego biorąc pod uwagę reformę szkolnictwa wchodzącą w życie od 1 września) rozpocząć szerszą aktywność na polu społeczno-ideowym, aby umiejętnie zagospodarować i zbilansować obie sfery, a tym samym wykrystalizować swój profil. Wierzę, że uda się w najbliższym czasie silniej zaakcentować swoją działalność w tej drugiej przestrzeni i przeskoczyć jednocześnie o ten maleńki poziom wyżej. Nie będzie to jednak oznaczać rezygnacji z wcześniejszego oblicza tylko jego (istotniejsze) uzupełnienie. Wykształcenie takiego w miarę pojemnego, szerokiego profilu grupy, nie związanego ściśle z jedną sferą pozwoli nam, jak mi się wydaje, stanowić szerszą ofertę dla poszukującej aktywności młodzieży. Jedni mogą być bardziej zainteresowani takimi przejawami działania, drudzy innymi, co przy nieformalnej strukturze daje możliwość wyboru.

Jaki jest główny cel, który przyświeca wam w takich inicjatywach jak przygotowanie paczek dla kombatantów? Wydaje mi się, że odpowiedź wbrew pozorom jest o wiele bardziej złożona, niż zwykłe „bo chcemy pomóc”.

Odpowiedź na to pytanie poniekąd zazębia się powyższą. Chęć zwykłej pomocy jest jakąś motywacją działania, jednak przy takiej jedynie determinacji moglibyśmy pomóc równie dobrze bezdomnym u siebie w mieście. Jednak do pewnej działalności w tematyce kresowej czujemy się nieco zobligowani, z uwagi na historyczne koleje losu, które ziemie naszego pochodzenia uczyniły wschodnimi, granicznymi rejonami kraju. Ciężko zatem wymagać, aby tę tematykę podejmował ktoś z Polski centralnej, a nie właśnie my. Są to też pobudki czysto ideowe i postrzeganie narodu jako dziejowej, duchowej, moralnej łączności i ciągłości. W tak rozumianym narodzie pokolenia przyszłe, dla których chcemy pracować, tworzą całość z pokoleniami przeszłymi, którym jesteśmy dłużni przynajmniej pamięć. Nie można tu tych obu komponentów zaniedbać. Jest to istotny sposób na budowanie w młodych ludziach silnej tożsamości osadzonej na jasnych aksjomatach, a ta jak wiadomo jest w bezideowym świecie postpolityki i szalejącego konsumpcjonizmu poważnie zachwiana, by nie powiedzieć zagrożona. Oprócz tego stanowi to kolejny sposób na kreowanie własnego wizerunku jako formacji o różnych przejawach aktywności, dającej różne alternatywy spełnienia. Takie akcje mają nieść do potencjalnych odbiorców przesłanie typu: proszę, chcesz poczuć klimat głośnej ideowej manifestacji – przyjdź na nasz marsz lub jedź z nami w Polskę; chcesz pomóc w mniej krzykliwej, bezimiennej, bezinteresownej akcji typu przygotowanie paczek – zgłoś się do nas.

Jak oceniasz zmiany w szeroko pojętym Ruchu Narodowym, lub jak kto woli, Nacjonalistycznym przez ostatnich kilka lat? Chodzi mi między innymi o sprawy takie jak wyjście z subkulturowego getta, załagodzenie sporów, zbliżenie MW i ONR, wyodrębnienie się spójnego światopoglądowo bloku nowoczesnych grup typu AN, czy wreszcie niesamowity progres corocznego Marszu Niepodległości – od kilkuset młodych fanatyków do 20-30 tysięcy ludzi z wszystkich grup społecznych i przedziałów wiekowych…

Wymienione zjawiska są budujące. Gdybyś taki scenariusz, z dołożeniem faktu o ilości manifestacji w całej Polsce i przejawów różnych inicjatyw, zarysował przede mną 5 lat temu, to bym w niego mocno wątpił. W moim mniemaniu odpływ subkultury nie bez przyczyny został tu wymieniony jako pierwszy. Rzadko kiedy dawniej przekładało się to na realną działalność ideową, zatem właściwie samoczynny jej odpływ z Ruchu Narodowego jest pozytywem, otwierającym nam nowe możliwości. Załagodzenie sporów to kolejny w krok przód, bowiem działanie w atmosferze konfrontacji jest zdecydowanie hamujące, choć naturalnie rozbieżności pozostały, jednak przybierają one bardziej konstruktywne formy, jak choćby ostatni kongres nacjonalistyczny we Wrocławiu. Takie przedsięwzięcia środowisk na co dzień odmiennych, ale przecież działających we wspólnej sprawie, może się tylko przysłużyć wszystkim. W ten proces wpisuje się również wspomniane zbliżenie ONR i MW – tym drugim wyraźnie przysłużyła się klęska LPR i odcięcie pępowiny wiążącej z tym tworem. Wejście na scenę grup AN postrzegam jako ożywczy wiatr na ubogiej polskiej scenie narodowej, który może napędzać tylko niepisaną rywalizację między grupami, niczym zmagania kibicowskich osiedli, które kibicują wspólnie jednemu klubowi. I drugorzędna jest tutaj moja osobista ocena różnych przejawów ich działalności, gdyż mówię wprost, iż nie z wszystkimi się zgadzam, wręcz przeciwnie. Marsz Niepodległości również robi używając kolokwializmu wielką robotę. To już jest trudniej przemilczeć, takiej ilości ludzi na ulicach nie można tak łatwo pominąć w przekazie medialnym i choć oczywiście to usilnie robiono to na szczęście mamy internet. Taka masowa manifestacja pozwala pokazać społeczeństwu, że nie jesteśmy anonimową garstką, której w zasadzie nie widać, lecz ogólnopolskim środowiskiem ideowo-politycznym zdolnym wyprowadzić rzeszę ludzi na ulicę. Zmienia to nie tylko myślenie statystycznego Kowalskiego natrafiającego na inną relację niż tą z reżimowych mediów, nie tylko myślenie naszych oponentów, ale przede wszystkim myślenie wielu „lemingów”, którzy pochowani w domach przed monitorami potrzebują spektakularnego wydarzenia, aby rozejrzeć się za narodową organizacją w swoim mieście. Widać jednoznacznie, że coś drgnęło. Skala aktywności szeroko pojętego Ruchu Narodowego wzrosła. Jednak jesteśmy zobowiązani hamować w sobie jakiekolwiek zapędy do większego optymizmu. Lepiej zawsze nie dowartościować odpowiednio progresu, niż go znacząco przecenić, co może implikować wyhamowanie impetu działania z racji poczucia lekkiej satysfakcji. Korzystniej będzie zatem wzbudzić w sobie niedosyt, a wręcz irytację z rozmiarów rozwoju naszego środowiska, ponieważ zbyt pozytywny ogląd sytuacji łatwo jest skontrować – a co innego oprócz corocznego masowego marszu oferujemy, ile zdobywamy mandatów w wyborach samorządowych, gdzie mogą startować bezpartyjni ludzie związani z lokalnym terenem (przy założeniu, że ktoś dopuszczą tę metodę walki o nasze idee)?

…a czy są pola, na których widzisz zdecydowany regres?

Taki występuje jeśli chodzi o walkę słowem pisanym. Wiadomo, że media elektroniczne dzisiaj zdominowały świat i powrotu do skali i zasięgu wydawnictw drukowanych nie będzie. Jednak uważam, że aspirując do miana poważnego środowiska politycznego na obecnym poziomie pozostać nie możemy, gdyż jest to właśnie regres w stosunku do lat dawniejszych i nie mam tu na myśli oczywiście okresu przedwojennego. To, że przez 20 lat nie wydaliśmy jakiś zwartych publikacji czy nie wykształciliśmy swoistych ideologów jest jakby pochodną powyższego wniosku. Innym krokiem w tył jest zdolność do zatrzymywania w swoich szeregach ludzi, którzy na dobre wstępują w dorosłość czy wiek średni, niezależnie jak to nazwiemy. Nie mając naturalnie większej pretensji do ludzi których „zjada” proza życia, gdyż jako człowiek młody nie posiadam takiego prawa, odnoszę wrażenie, iż średnia wieku sporo się obniżyła w porównaniu z przeszłym okresem. Na koniec wspomnę jeszcze o jednym zjawisku, które nie jest regresem, ale jest warte odnotowania. Nadal słabiutko wykorzystujemy możliwość penetracji środowisk akademickich. To co było naszą potęgą przed wojną, obecnie zdecydowanie kuleje. Patrząc zaś na (niestety) degradację rangi matury i fakt, że studiuje zdecydowana większość młodych Polaków, daje to możliwości nie do przecenienia. W tym też życzyłbym sobie, aby rozwinęła się działalność naszej grupy, czym uzupełnię jakby odpowiedź na wcześniejsze pytanie.


Jakie czynniki zewnętrzne, niezależne od nas jako nacjonalistów są nam w największym stopniu pomocne w docieraniu do ludzi, akcentowaniu w społeczeństwie naszej obecności i światopoglądu? Pomijając oczywiście numer 1 w tej kwestii czyli nieudolność demoliberalnych politykierów z Donaldem T. na czele, bo to raczej oczywiste.

Do tej oczywistości dołożyłbym kolejną, a mianowicie nieudolność obecnego kształtu demokracji i jej hybrydy zwanej parlamentaryzmem. Konsekwentnie przez 20 lat trwania tego systemu pogłębia się przepaść między politykami a społeczeństwem, co w gruncie rzeczy doprowadza do wytworzenia się kasty politykierów coraz bardziej oderwanych i coraz bardziej wyobcowanych od przyziemnego życia szarych obywateli. Ten kontakt jest wyraźnie zerwany co niesie za sobą egzystowanie tej kasty we własnej rzeczywistości, a to z kolei wzbudza tylko frustrację tzw. dołów społecznych. I nie zmieniają tego festynowe przedsięwzięcia z okresu kampanii wyborczych kiedy następuje plastikowe, sztuczne zbliżenie do ludu czy kontaktowanie się z nim na durnych twitterach. Parlamentaryzm ten żyje nie rywalizacją stronnictw politycznych, ideologicznych lecz brudnymi przepychankami frakcji interesu, do czego rzesza ludzi trapiona codziennymi problemami nabiera obrzydzenia. Z tej racji nikt nam się nie rzuci gromadnie w ramiona, ale zdecydowanie może być to powód, dla którego ktoś zechce się odnaleźć w „nieskażonej” grupie, która będzie prowadzić pewną oddolną działalność polityczną. Grupie, której proweniencja sięga nie tych abstrakcyjnych salonów i wątpliwej jakości elit budzących złe kojarzenia, lecz właśnie przeciętnych polskich środowisk związanych ze średnimi i niższymi warstwami społeczeństwa. A dlaczego będzie się chciał w takiej grupie odnaleźć? W narodzie zawsze będzie istnieć obok dominującej biernej masy uaktywnianej tylko w szczególnych okolicznościach (zazwyczaj momentach krańcowego zagrożenia) grupa ludzi, którym do normalnego funkcjonowania potrzebna jest działalność nasycona pierwiastkami ideowymi. I to jest kolejny czynnik zewnętrzny mogący nam iść z pomocą. Zaznaczyłem to już wcześniej – żyjemy w czasach postideowej polityki, gdzie te pierwiastki są konsekwentnie wypłukiwane z poszczególnych stronnictw, partii, grup. Upodabniają się one do siebie znajdując w gruncie rzeczy wspólny mianownik w technokracji. Wpuszczając ich niekiedy do jednego studia, nie spostrzeglibyśmy bez widniejących etykietek, kto jest właściwie kim. Te wszystkie programy partyjne, wyborcze mają użytek jedynie praktyczny i wtórny, bowiem jakieś istnieć muszą w dobie cyklicznych wyborów. Cele takiej technokratycznej działalności są zaś daleko odbiegające od tego co niesie za sobą klasyczne rozumienie zdrowej polityki, której jądrem jest rywalizacja światopoglądów. Przy takiej ocenie rzeczywistości, można sparafrazować Jana Ludwika Popławskiego, który w latach 80. XIX w. pisał, iż aktualnie budząca się do aktywności młodzież nie znajduje w tej polskiej spiżarni ideowego pokarmu. Wtedy za ten stan rzeczy odpowiadał marazm popowstaniowy i apolityczna formuła pozytywizmu, obecnie za nim stoi bezideowa polityka, zwyrodniały parlamentaryzm i lansowany konsumpcjonizm oraz globalizacja. Wiadomo, że takich poszukiwaczy jest zdecydowana mniejszość w stosunku do ogółu, jednak warto postarać się do nich dotrzeć i zaakcentować naszą obecność, gdyż jak widać powyżej warunki ku temu sprzyjają. Innym czynnikiem może być sytuacja gospodarcza, która wbrew mydleniu nam oczu wcale nie wygląda optymistycznie, a z pewnością nie w dłuższej perspektywie. Można zatem nawet zaryzykować złowieszcze stwierdzenie, że im gorzej tym lepiej (dla nas oczywiście). Nie chciałbym takiej sytuacji rzecz jasna, ale rozmawiamy właśnie o czynnikach zewnętrznych, na które mamy bardzo znikomy wpływ. Rosnący dług publiczny, potężne, a nie doceniane zagrożenie niżu demograficznego, nieuchronny krach systemu emerytalnego (ten spór o wiek emerytalny i referendum jest jedynie szopką w rodzaju: czy gasić paroma wiadrami wody płonący dom), wreszcie drożyzna czy strukturalne bezrobocie to tak skrótowo wymienione zjawiska. Skończy się życie na kredyt, wyczerpie się formuła carpe diem, polegnie ostatecznie zaufanie wobec tasujących się jedynie u steru władzy kolejnych środowisk politycznych w głównym nurcie życia publicznego. Może być to dla nas swego rodzaju trampoliną do zawartego w pytaniu zaakcentowania obecności i dotarcia do ludzi. Na koniec można wymienić jeszcze możliwości działania jakie daje nam internet, ale nad tym zagadnieniem chyba nie ma co się szerzej rozwodzić.

Pozostając trochę w „donaldowym” temacie – czy śledzisz wydarzenia typu sejmowe przepychanki, głośne „transfery” z partii do partii, sojusze, koalicje itd.?

Gdyby na takim onecie pierwszym działem informacji był sport, to do polityki bym pewnie w ogóle nie zaglądał. A tak jestem niejako na to skazany, bo wyskakuje ona jako pierwsza. Zazwyczaj przejrzę nagłówki, czasem wejdę w rozwinięcie, aby przeczytać jedynie pierwszy akapit. Szkoda mi to na czasu, a częściej być może i nerwów. Zdecydowanie więcej czasu spędzam na portalach narodowych, które całe szczęście są wolne od tego typu „niezbędnych” informacji. Jednak z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nie można takiej pobieżnej internetowej prasówki całkowicie porzucić. Bez niej być może ciężej byłoby się dowiedzieć o akcjach takich jak ACTA czy jej podobne. Wiadomo, że zwykle pojawiają się też takie na portalach i stronach narodowych, które śledzę, jednak może tutaj wchodzić w grę pewien poślizg czasowy. A niekiedy nawet kilkanaście godzin zwłoki może być utrudnieniem organizacyjnym, a czas w wielu sytuacjach jest tutaj kluczowy.

Jak widzisz obecną obecność zorganizowanych grup patriotycznych i nacjonalistycznych na stadionach, w porównaniu do sytuacji np. sprzed kilku lat. Jest jak trzeba, czy dałoby się jeszcze wykrzesać więcej?

Jest dobrze, gdyż mamy mamy tam spore poparcie w naszych poglądach co widać na flagach, transparentach czy oprawach. Jest jak trzeba, bowiem środowiska się mocno przeniknęły co się z kolei przekłada na frekwencję i organizację naszych manifestacji. Nie oznacza to bynajmniej, że doszliśmy do jakiegoś optimum. Z założenia powinniśmy chcieć wykrzesać więcej. Otóż co mam na myśli. Grupy kibicowskie oparte są na hierarchicznej strukturze, gdzie istnieje grupa decyzyjna, która nadaje główny ton działalności całym młynom, ekipom. Całe szczęście w Polsce są one bądź mocno zmonopolizowane przez narodowy światopogląd, bądź jemu luźno przychylne, zaś przypadki odwrotne należą do niechlubnych wyjątków. Jednak taki stan rzeczy może dla wielu kibiców mieć jedynie charakter mechaniczny – utożsamiam się z klubem, więc utożsamiam się z obliczem ideowym jego kibiców. A czy zrobiłbym to również sam z siebie? Tu myślę, można by wykrzesać nieco więcej i starać się dążyć do sytuacji, w której to absolwenci, weterani trybun z narodową ideologią pozostaną również w swoim dalszym życiu (niezależnie czy aktywnymi kibicami pozostaną czy nie). Pożądany byłby stan, gdzie środowiska te jeszcze mocniej by się przeniknęły tak, aby u większości ten profil ideowy wypływał z własnego ja i był poparty merytoryczną głębią, a nie jedynie dostosowywaniem się do głównego oblicza w myśl hierarchiczności, autorytetu. To drugie jest też dobre, ale stanowi według mnie tylko pozycję bazową.

Na koniec trochę bardziej kontrowersyjnie – „polski, Lwów, polskie Wilno” – tak czy nie i kilka słów dlaczego?

Tutaj, aż chce się odpowiedzieć klasycznym: jesteśmy za, a nawet przeciw :) Za, ponieważ dziedzictwa narodowego, w przeciwieństwie do tradycji, nie można modelować i urabiać na swój sposób. W pewnym kształcie zostało ono nam przekazane i winniśmy je oddać pokoleniom następnym. Natomiast dorobek i spuścizna naszego życia duchowego, kulturalnego, naukowego i tak można jeszcze wymieniać, jest odwiecznie związany z tymi dwoma miastami. Tam momentami ogniskowało się centrum życia społecznego, politycznego narodu polskiego. Dlatego jesteśmy za utrzymywaniem duchowej łączności z tymi miejscami, krzewieniem o nich pamięci i świadomości o ich znaczeniu dla naszych dziejów czy wreszcie za pomocą dla mieszkających tam Polaków, ratowaniem materialnego dobytku kultury. Tym samym uważamy, że mamy do tego pełne prawo, a niekiedy i obowiązek. Lwów i Wilno są polskie. Ale polskie w znaczeniu powyższym, a nie jako determinujący postulat obecnej geopolityki. Tutaj jesteśmy przeciw i na pewno nie padnie z naszych ust „wodzu prowadź na Kowno”. Nie my jako naród rysowaliśmy obecne granice państw, ale nie do nas należy ich obecne rewindykacja (ona sama w sobie już jest abstrakcją), niezależnie czy ocenimy je jako sprawiedliwe, korzystne czy też nie. Roszczenia terytorialne są XIX wiecznym anachronizmem, dlatego współczesne ruchy nacjonalistyczne powinny być od tego zdecydowanie wolne, podobnie jak od szowinizmu. Ten z kolei może być nowotworem dla odrodzenia ruchów narodowych na Starym Kontynencie i budowy Europy Wolnych Narodów. Nie jest więc odkryciem, że branie tego tytułowego postulatu w kategoriach jak najbardziej autentycznych motywów geopolityki, tylko go może wzmagać, a nie zażegnywać. Jak zaznaczyłeś jest to temat kontrowersyjny i niezwykle trudny, dlatego musimy znaleźć tu jakiś modus vivendi. Podsumowując: tak dla podtrzymywania duchowej łączności z tymi miastami i pielęgnacji ich dorobku w polskiej świadomości, nie dla politycznego bałamuctwa, pustych frazesów i machania szablą.

Dzięki za poświęcony czas i o ile planujecie coś w najbliższej przyszłości, zdradź co to będzie?

Ciężko jest wybiegać jakoś dalej w przyszłość. Niektóre plany przewijały się tutaj w rozmowie, ale nie chciałbym jakoś szerzej tego rozwijać. Zasadniczo zawsze wolę mile zaskoczyć niż gorzko zawieść i niech tak będzie również z taktyką naszej grupy :) Jedną rzecz mogę natomiast zdradzić, otóż chcielibyśmy zorganizować jakieś spotkanie grup/środowisk narodowych z naszego województwa. O szczegółach myślę dowiemy się niebawem. Na koniec chciałbym podziękować za zaproszenie do rozmowy, a także życzyć dalszej owocnej pracy przy redagowaniu portalu.

rozmawiał: SC