Wspaniały festiwal hipokryzji rozgrywa się od wczoraj w liberalno-lewicowych mediach, a także wśród polityków wspierających „Strajk Kobiet”. Dopiero teraz odkrywają oni policyjną brutalność i używanie nieumundurowanych prowokatorów do rozbijania manifestacji. Oczywiście podobnego lamentu nie obserwowaliśmy w zeszłym tygodniu, gdy funkcjonariusze zorganizowali między innymi „ścieżkę zdrowia” w trakcie Marszu Niepodległości.

Spadające zainteresowanie protestami pod egidą „Strajku Kobiet” jest aż nadto widoczne. Na tak zwanych blokadach dróg w niektórych miejscowościach pojawia się już tylko po kilkanaście osób, zaś w Warszawie w ogóle z nich zrezygnowano. Wczoraj miała odbyć się z kolei blokada Sejmu przez środowiska feministyczne, jednak nie pozwoliło na to odgrodzenie budynku parlamentu. Tym samym manifestacja przeszła ulicami stolicy.

W kilku miejscach milicjanci próbowali powstrzymać demonstrujących. Uzasadnieniem był obowiązujący stan zagrożenia epidemiologicznego, który nie był tak ochoczo egzekwowany, kiedy „Strajk Kobiet” między innymi atakował kościoły. Ostatecznie manifestacja feministek została zablokowana na Placu Powstańców Warszawy.

Właśnie tam manifestujący wprost nawoływali do konfrontacji z milicją, o czym teraz niechętnie mówią lewicowo-liberalne media. Zamiast tego możemy obserwować obrazki używania gazu pieprzowego przez funkcjonariuszy, a w wyniku ich działań ucierpieć miała chociażby lider „Strajku Kobiet”, Marta Lempart. Dziennikarze już w tej chwili zrobili z niej męczennice, chociaż między innymi z relacji liberalnego portalu Onet.pl wynika, że sama wzywała do napierania na milicyjny kordon.

Poszkodowani byli też posłowie Lewicy. Przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Włodzimierz Czarzasty, mówi o użyciu wobec niego przemocy ze strony milicji. Nie widać tego jednak na nagraniu z jego rozmowy z mundurowymi, o czym stwierdził wprost wicemarszałek Sejmu, Ryszard Terlecki z Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie wobec Czarzastego prowadzone jest natomiast postępowanie dotyczące uszczerbku na zdrowiu jednego z funkcjonariuszy. Z powodu działań lidera SLD miał on upaść i złamać sobie nogę. Potwierdzoną informacją jest jednak zasmakowanie gazu pieprzowego przez posłankę Lewicy, niejaką Magdalenę Biejat.

Zwolennicy feministycznych manifestacji odkryli również używanie „tajniaków” przez polską milicję. Mieli oni użyć tak zwanych środków przymusu bezpośredniego wobec jednego z demonstrujących, który miał uczestniczyć w bójkach i przepychankach z mundurowymi.

Liberalno-lewicowi dziennikarze urządzają więc obecnie lament nad strasznymi represjami, mającymi być udziałem uczestników „Strajku Kobiet”. Co ciekawe, na witrynach internetowych ich mediów wciąż widnieją relacje opisujące używanie siły przez protestujących wobec blokujących ich milicjantów. To nie przeszkadza jednak pisać choćby Konradowi Piaseckiemu z TVN24 o „nieadekwatności wczorajszych działań policji do poziomu zagrożenia”.

Na podstawie: onet.pl, dziennik.pl, wydarzenia.interia.pl, twitter.com.